czyli moja lista anty-masthewów!
Odkąd zainspirowana artykułem w WO zaczęłam realizować swój własny plan pt. mniej rzeczy, więcej swobody, zaczęłam się uodparniać na parcie na coraz to nowe przedmioty, przede wszystkim ubrania i buty (niestety, z książkami to nie działa). Tak łatwo uświadomić sobie, że wcale nie potrzebuję do szczęścia kolejnej pary obuwia, że aż dziwne, że nie wpadłam na to wcześniej!
Dlatego na pewno nie będę tworzyć swojej listy "must have" wzorem wielu blogerek. Wręcz przeciwnie! Moja lista to "absolutnie nic nie muszę, a zwłaszcza nie muszę mieć" - oglądam w internetach piękne ciuchy (i buty! nie zapominajmy o butach!), wzdycham z zachwytu, po czym... zamykam kartę i zaraz o tych ślicznościach zapominam. To naprawdę proste! :)
Oh nie!
OdpowiedzUsuńJa niestety poczułam, że MUSZĘ mieć tę bluzę! :D
Ja też ćwiczę swa asertywnośc i nawet nieźle mi idzie...z wyjątkiem książek... ;]
OdpowiedzUsuńja też tak mam, chociaż jeszcze musze to wprowadzić odnośnie sukienek, rajstop i lakierów do paznokci, bo to najczęściej kupuję ;d
OdpowiedzUsuńbutów zawsze miałam max 3 pary na sezon i było to dla mnie aż za dużo ;d
a książek kupuję miliony na wyprzedażach, cieszą mnie chyba bardziej niż te ubraniowe ;d
zazdroszczę Ci samozaparcia :)
OdpowiedzUsuńŚwietna ta lista ;)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam, widzę - chcę, zamykam kartę - zapominam ;)