Dziś więc na tapecie...
Warhammer: Inwazja
zdjęcie pochodzi ze strony tworzeniegier.eu
"Warhammer: Inwazja" jest grą karcianą na dwie osoby (co dla mnie jest plusem, bo nie mam wrażenia, że coś tracę, jak przy grach do czterech, pięciu osób, w które i tak zazwyczaj gramy tylko we dwójkę, tzn. ja i mój chłopak). W skrócie polega na tym, żeby rozwalić przeciwnika :D
Jest to nasz ostatni zakup, którym jaramy się niesamowicie, dlatego też ten wpis będzie w całości poświęcony właśnie temu.
Mamy tu pojedynek dwóch ras (w wersji podstawowej do wyboru: chaos, krasnoludy, ludzie, orki), z których każda ma jakieś cechy specyficzne (np. orki mają dużo, chyba najwięcej, jednostek, ale mało dodatkowych akcji, zaś ludzie odwrotnie, jeśli czegoś nie poplątałam ;)), które należy wykorzystać do rozgromienia przeciwnika. Przede wszystkim musimy chronić swoją Stolicę przed atakiem wroga i zdecydować, na rozwój której z trzech stref (Królestwo, Pole bitwy, Misja) naszej Stolicy stawiamy. Czy będziemy od samego początku stawiać na armię (Pole bitwy), licząc na szybkie skopanie tyłka przeciwnikowi, czy może najpierw zbierzemy zasoby (Królestwo), aby potem zbudować sobie armię? A może skupimy się na misjach, które dadzą nam bonusy do rozwalenia wroga? Od tego, jak zadecydujemy, i czy będziemy uważne śledzić ruchy przeciwnika i na nie reagować, zależy nasze zwycięstwo. Aby wygrać, musimy podpalić (czyli zadać odpowiednią ilość obrażeń każdej z tych stref) dwie strefy Stolicy osoby, z którą gramy. Wbrew pozorom nie jest to takie proste, bo przeciwnik może wystawić kartę, która anuluje obrażenia lub w ogóle przekierowuje je na nas! Może też rzucać sobie tak zwanie rozwinięcia, dzięki którym ilość obrażeń, jaką musimy zadać, aby podpalić strefę, zwiększa się (od ilości rozwinięć zależy o ile się zwiększa ten próg). Także trzeba kombinować, żeby na maxa wykorzystać wszystkie swoje jednostki, akcje i karty wsparcia.
To tak pokrótce, o co chodzi w grze. Powiem Wam od siebie, że ta karcianka wciąga od razu tak, że nie można się od niej oderwać. Ja na początku prawie cały czas dostawałam w dupę, więc grałam dalej, żeby się odegrać. Jak mi się wreszcie udało wygrać, to grałam znów, żeby wygrać też inną rasą... I tak dalej, i tak dalej. Także pieniądze wydane na tę grę (choć to nie ja je wydałam, ale ciii... ;)) na pewno nie są pieniędzmi wyrzuconymi w błoto, gra daje wieeeele godzin świetnej zabawy, a gdy już zmaltretujecie ją na wszystkie sposoby, zawsze można dokupić dodatek, ponieważ "Warhammer: Inwazja" jest grą typu LCG, czyli żywą grą, gdzie poprzez dokupowanie kolejnych dodatków, możemy więcej działać, możemy też składać własną talię... My na razie mamy tylko podstawę, wystarcza nam ona, ale pewnie kiedyś dokupimy sobie jakiś dodatek ;)
Tyle ode mnie, mam nadzieję, że zaciekawiłam Was na tyle, abyście zechcieli choć spróbować zagrać (z tego co wiem, to w sklepach z grami, np. w Bardzie, można gry wypożyczać, więc nie musicie od razu wydawać pieniędzy na zakup, można zagrać na próbę ;)). Jeżeli wpis Wam się podobał, zapraszam do polubienia mnie na facebooku :)
Dorzucam jeszcze videorecenzję. Dla tych, którzy przeczytali wpis, jako podsumowanie i żeby pokazać, jak wygląda partyjka, a dla tych, którym się nie chciało czytać moich wypocin, jako recenzja w pigułce.
My kupiliśmy tę grę od razu z jednym dużym ddatkiem, mianowicie "Legendy". Polecam, ciekawie urzmiacają rozgrywkę. No i chaos żondzi :D
OdpowiedzUsuńnie wierzę, że jeszcze są takie gry :D bardzo się z tego cieszę
OdpowiedzUsuń