Podejrzewam,
że „lotto gdybanie” to najczęstszy motyw, gdy ludzie stawiają
siebie w hipotetycznej sytuacji. Drugi (a może trzeci? W końcu jest
jeszcze „gdyby został mi tylko rok życia...”) najpopularniejszy
temat do gdybania to „co bym wzięła ze sobą na bezludną
wyspę?”.
Nie
wiem, jak Wy, ale ja lubię sobie
czasem pogdybać. Gdy na przykład w Lotto jest jakaś zacna
kumulacja, marzę sobie z Jackiem, co byśmy zrobili z taką forsą
(bo jesteśmy taką słitaśną – a może po prostu skąpą ?-
parą, która kupuje kupony na spółę). Totalnie nie kumam ludzi,
którzy sceptycznie mówią „i co Ty byś z takimi pieniędzmi
zrobiła?”. Zero wyobraźni, zero! No, ale to tak na marginesie.
Podejrzewam, że „lotto gdybanie” to najczęstszy motyw, gdy
ludzie stawiają siebie w hipotetycznej sytuacji. Drugi (a może
trzeci? W końcu jest jeszcze „gdyby został mi tylko rok
życia...”) najpopularniejszy temat do gdybania to „co bym wzięła
ze sobą na bezludną wyspę?”. Ostatnio wpadłam na niego czytając
„Opętanych” Palahniuka, i zaczęłam się nad tym naprawdę
poważnie zastanawiać. Narrator wyraźnie w książce nakreśla
warunki, jakie ma spełniać taki bagaż i czego zabierać nie
trzeba.
"Co byście ze sobą wzięli, gdybyście pozwolili się wywieźć na trzy miesiące na bezludną wyspę?
Załóżmy, że jedzenie i woda będą dostępne na miejscu, a przynajmniej tak wam się zdaje.
Załóżmy, że możecie zabrać tylko jedną walizkę, bo będzie was dużo, a bezludna wyspa, na którą wiezie was autobus, jest niewielka.
Co byście spakowali do swojej walizki?"
Jedna
walizka? Mało, malutko. Ale z drugiej strony nie są określone jej
rozmiary. Jedyne, co muszę zrobić, to sama ją udźwignąć (albo
potoczyć, nie ma mowy o tym, że nie może być na kółkach!).
Co
więc zabrałabym ze sobą? Hm... Może:
- Kindle – zajmuje malutko miejsca, zmieści się w nim tysiąc pięćset sto dziewięćset książek i bateria może ponoć trzymać aż miesiąc! Czyli na 1/3 pobytu na bezludnej wyspie miałabym zapasik lektur. Bo co innego miałabym tam niby robić? W końcu miałabym czas, żeby siedzieć z nosem w książkach tak często, jak bym chciała! Czegóż więcej do szczęścia potrzeba?
- Książki w wersji papierowej (sztuk: powiedzmy 15)– w końcu nie wiem, czy będę miała dostęp do prądu na tej bezludnej wyspie (podejrzewam, że nie, bo skoro jest bezludna, to i po co by tam ktoś miał prąd dociągnąć?! No, chyba, że byłby agregat...), a Kundelek w końcu padnie bez tchu, gdy będzie ciągle w użyciu. Papierowe książki będą wtedy bardzo w cenie!
- Olej lniany (tłoczony na zimno) + torba termiczna – ponieważ to najlepszy kosmetyk na wszelkie dolegliwości skórne, a miejsce na kosmetyki byłoby już zajęte przez książki. Torba termiczna po to, by olej nie stracił w ciepełku swych właściwości.
- Notes i zapas długopisów – wreszcie mogłabym napisać książkę, a i duży zapas wpisów na bloga by się wyprodukowało! Może w końcu bym zrealizowała te wszystkie pomysły na wpisy, które mam zanotowane i których ciągle przybywa...
- Duży słoik organicznej witaminy C – bo to najlepszy powszechnie dostępny środek, by zwalczać choroby, a znów – miejsce na pokaźny zapas leków (no okej, starczyłoby miejsca na węgiel, bo jak wiadomo – miłość i sraczka przychodzą znienacka) na różne dolegliwości zajęte już byłoby przez książki.
A
co Wy zabralibyście ze sobą na bezludną wyspę, gdybyście mieli
zapewnione jedzenie i wodę i moglibyście wziąć tylko jedną
walizkę? Jestem naprawdę ciekawa Waszych odpowiedzi. Piszcie w
komentarzach!
________________________
Ja bym wzięła mojego kota - poganiał by sobie, powspinał się na palmy, powygrzewał na słońcu. Wzięłabym tusz do rzęs, bo oczy zrobione muszą być :), książki w wersji ebook, bo wygodniej i dobrą lustrzankę, bo na rajskich wyspach są dobre warunki na robienie zdjęć. Karolina
OdpowiedzUsuńKoło,ja bym wziął koło... Bo od koła wszystko się zaczęło :P
OdpowiedzUsuń