Biorę udział w tym wyzwaniu. I w jeszcze jednym. Uważam, że najważniejsze to czytać i choć nieistotne, czy czyta się jedną książkę na miesiąc czy 52 w ciągu roku - ważne, żeby to robić.
Ten ktoś to byłam ja ;). Gdybym chciała ludzi, którzy dołączyli do tego wyzwania odwieść od zacnego zamiaru przeczytania 52 książek w ciągu roku, przytoczony argument mógłby w istocie okazać się nieprzydatny w dyskusji, czy cały ten czelendż ma sens. Tymczasem jednak w komentarzu u Hush nie próbowałam przytoczyć uniwersalnych dla każdego człowieka uzasadnień, czemu "oesu, ale to durny pomysł jest", tylko napisałam dlaczego MI nie podoba się to wyzwanie.
I tak, siriusli, wiem, że naprawdę nikt mnie do niczego nie zmusza, nie obserwuje przez wielki teleekran i nie wyciągnie konsekwencji, jeśli kliknę "dołącz" w fejsbukowym wydarzeniu, a potem przeczytam książek 40, a nie 50. Wiem nawet, że mama dalej będzie mnie kochać jak nie podołam temu wyzwaniu ;). Może to głupie, ale mam takiego pierdolczyka, że jak już sobie coś postanowię, to chciałabym tego postanowienia dotrzymać, bo w przeciwnym wypadku mam maciupkie wyrzuty sumienia, że znowu górą był mój słomiany zapał. Dlatego tak, po jakimś czasie miałabym tak, że z irytacją myślałabym sobie, jaka to straszna szkoda, że nie mogę poleżeć sobie żopą do góry przy serialu, bo jeszcze w tym tygodniu nie odhaczyłam książki na liście. I po pewnym czasie może zaczęłabym to traktować jako upierdliwy obowiązek. Pewnie, że nic by się nie stało, gdybym rzuciła w diabły tę zabawę, kiedy by mi się znudziła. Nie chlastałabym się z tego powodu, ale byłabym na siebie trochę zła (nie jest to może logiczne zachowanie, ale ja już tak mam ;)).
Zgodzę się natomiast, że nie powinniśmy się tak spinać, wymagać czytania samych mądrych książek i kpić z tych, którzy gustują w mniej ambitnych dziełach ;). Nie tylko dlatego, że jak już wspomniałaś, to po prostu niczyj zasmarkany interes, lecz chociażby również, dlatego, że dziś mamy tyle różnych źródeł wiedzy o świecie, że naprawdę możemy nie traktować książek jak relikwie, tylko uznać je za element rozrywki ;).
Jestem takiego zdania co Ty. Kiedy przeczytałam podlinkowany przez Ciebie na fb wpis krytykujący to wyzwanie, to poczułam się trochę dotknięta. Mimo, że w wyzwaniu udziału nie biorę, bo jestem tegoroczną maturzystką i do maja jestem, chcąc, nie chcąc, "zawieszona" w czytaniu. Poczułam się dotknięta, bo nie czytam klasyków, nie przepadam za wierszami i nie zawsze sięgam po książki z głębokim przekazem. Czy jestem gorszym czytelnikiem od autorki tamtego wpisu, bo czytałam "Zmiechrz" i spodobała mi się ta lektura? Czy nie jestem godna tytułu miłośnika książek? Tak jak napisałaś, każdy czyta co, co mu się podoba, a innym nic do tego. Tak jak i Ty, czytam dla przyjemności, a nie dla prestiżu czy szpanu. Dzięki Ci za ten wpis! Nie znam Cię osobiście, i bardzo tego żałuję, bo z tego co czytam (a czytam jeszcze od czasów Superheroiny), to odnoszę wrażenie, że jesteś naprawdę świetną, pozytywną i wartościową osobą! :) Jakbyś wybierała się kiedyś do stolicy, to krzycz głośno, może wyskoczymy razem na jakieś wegańskie jedzenie! ;) (chociaż weganką, niestety, nie jestem, ale z ciekawości chciałabym spróbować wszystkiego:)
Uwielbiam czytać. Też bywa, że mam problemy z motywacją, ale zasadniczo to uwielbiam.
Schody zaczęły się jak mi się uformowały inne zainteresowania.
Ale uwielbiam też rysować. I ubzdurałam sobie naukę japońskiego. (Zarówno rysowanie, jak i japoński są w stanie skonsumować każdą ilość czasu, są równocześnie fajne i produktywne, więc sorry, książki będą musiały poczekać... Jak byłam jeszcze piękna i młoda w wakacje spałam po dwie godziny, jadłam co kilka dni, bo ślęczałam nad rysunkami, musiałam wyrobić normę i basta. I mnie to cholernie cieszylo. Do tej pory czasem zarwę nockę, ewentualnie pięć;P Zatem i w 'czytaniu na akord' nie widzę nic dziwnego;P Ale nie podzielam, bo wiem, że nie uda mi się aż tyle czasu znaleźć i będę mieć moralniaka.)
Czytam dużo, uwielbiam, gdybym mogła, czytałabym cały czas. Jak tylko mam chwilę wciągam, ile wlezie. :) A jeśli takie wyzwanie daje ludziom dodatkowego kopa do czytania, to tym lepiej. :)
ja mam zamiar przeczytać 31 książek. Tak sobie ustaliłam. W tym kilka po niemiecku. nie jestem w stanie z roku 2014 wymienić więcej niż naście tytułów przeczytanych pozycji więc bardzo bardzo bardzo chcę dobić do tych 31 :)
Świetny wpis, zgadzam się z Tobą! Postanowiłam sobie, że w tym roku będę "więcej czytać", i rzeczywiście lepiej by było skonkretyzować ten cel do np. "przeczytam w tym roku 40 książek". Chociaż na razie moim priorytetem jest przeczytać w całości "Don Kichote" w oryginale (mój egzamin licencjacki będzie dotyczył tej książki).
ja akurat jestem tą, która napisała, że nie przeczyta. tzn. nie uważam, że to wyzwanie nie ma sensu. na pewno lepiej przeczytać 52 książki niż coś głupiego sobie postanawiać ;) i w sumie moim celem nie było przekonywanie, że to wyzwanie nie ma sensu, tylko że wiąże się z kilkoma pułapkami np. właśnie czytanie na akord czy pochłanianie miernej wartości książek, z których nie będziemy mieli praktycznie żadnej korzyści. stwierdziłam, że w moim przypadku zamiast przeczytać 52 książki czy w ogóle postanowić czytać dużo, lepiej czytać wartościowe książki albo takie których czytanie sprawia mi przyjemność. bez ustalania sobie limitów. a wartościowe książki mają to do siebie, że czyta się je dłużej bo wymagają jakiegoś przemyślenia, czasami zrobienia notatek. a dla przyjemności lubię czytać powoli, czasami wracać po kilka razy do najlepszych fragmentów. nie zakładam, że przeczytam tyle a tyle książek. może mniej, niż 52 a może więcej, ale żadna liczba nie jest moim celem. bardziej stawiam na rozwój i przyjemność z czytania bez limitów liczbowych.
nigdy nie ma tak, że z książki nie ma żadnej korzyści. jeśli, oczywiście, książka Ci się podobała, to zawsze jakaś tak korzyść jest - choćby właśnie ta przyjemność czytania! "zamiast przeczytać 52 książki czy w ogóle postanowić czytać dużo, lepiej czytać wartościowe książki albo takie których czytanie sprawia mi przyjemność" - to jest dla mnie niezbyt zrozumiałe zdanie... można przeczytać przecież 52 wartościowe książki albo takie, których czytanie sprawia Ci przyjemność. O tym właśnie napisałam we wpisie - to, że człowiek czyta dużo i często (choć, jak mówiłam, 200-400 stron w ciągu tygodnia to wcale nie jest dużo), nie oznacza, że chwyta pierwszą lepszą książkę, byle zaliczyć :D a co do wartości i jakości książek, czyli tego, czy coś z nich wynosisz, jakieś refleksje itp., to bardzo fajny sposób ma Olga Kozierowska (bardzo zresztą fajna babka i mądrze gada, pogooglaj sobie!) - czyta zawsze 2 książki naraz, jedną dla relaksu, a drugą biznesową lub dla rozwoju ducha.
ale jeżeli książka mi się nie podoba, ale jestem już w połowie, więc skończę żeby mieć zaliczoną kolejną to wtedy nie ma korzyści, a tylko męczarnia i strata czasu :P mnie takie wyzwania z konkretną liczbą trochę stresują i mam takie skłonności do wpadania właśnie w pułapkę byle więcej. podobnie miałam z bieganiem. w pewnym momencie przyłapałam się na tym, że próbuję wyrobić jak największy kilometraż. i w tym momencie pryska cała radość czy to z biegania czy czytania i coś co miało dawać przyjemność i być pożyteczne staje się przykrym obowiązkiem albo wręcz zaczyna przynosić szkody.
w tym niezrozumiałym zdaniu chodziło mi o to, że nie zakładam żadnej konkretnej liczby książek, które przeczytam. że w ogóle nie zwracam uwagi na ilość. będzie 52 lub więcej to fajnie. będzie 20 to też spoko. szczególnie, że książka książce nierówna i to że ktoś czyta mniej ilościowo nie znaczy że mniej z tego wynosi jakościowo.
No nie wygłupiaj się, kto w ogóle czyta AŻ DO POŁOWY książkę, która mu się nie podoba? No bądźmy rozsądni :D Ja we wpisie, tak uważam, zbiłam wszystkie Twoje argumenty, które podałaś w komentarzu na "nie", ALE - to jest kwestia indywidualna, Ty masz tak i dlatego nie dołączasz do wyzwania, inni mają inaczej (tak podejrzewam, co też we wpisie jasno wyłuszczyłam) i u nich dołączenie do niego ma sens. Myślę, że takie wykłócanie się, czy to ma sens czy nie, jest... bez sensu. Bo przecież te osoby, które uważają, że wyzwanie ma swój sens i im coś da, dołączają, a te, które sensu tego nie widzą, nie dołączają, no i... tyle. Ja to po prostu chciałam we wpisie pokazać od drugiej strony.
Zakochany w książkach mol książkowy, który musi sam siebie zmuszać, nakłaniać, przekonywać do czytania książek? Toż to paradoks... a może raczej próba zrobienia z siebie mola ;)
Zakładam, że twój komentarz wynika z braku umiejętności czytania ze zrozumieniem, ewentualnie z lenistwa i niedoczytania wpisu do końcu, a nie z głupoty, więc odpowiadam: czy czytanie rokrocznie po kilkadziesiąt książek robi ze mnie mola książkowego czy tylko osobę aspirującą do tego miana? a zarywanie nocy dla przeczytania książki jednym tchem? jestem bardzo aktywną osobą, działam na wielu "frontach" - czasami dla odpoczynku po prostu łatwiej posiedzieć na fejsie albo włączyć serial, co nie wymaga żadnego zaangażowania, niż sięgać po książkę, dlatego tak, czasem potrzebuję motywacji, ale to nie jest żadne zmuszanie się :D zmuszanie się jest wtedy, gdy czytać się nie lubi ;)
Zgadzam się z tobą! Ostatnio odniosłam wrażenie, że na każdym blogu ktoś, coś pisał na temat akcji 52 książki w 52 tygodnie. Jakby jakaś moda nastała, żeby 'czytać tylko wybitną literaturę i dogłębnie zastanawiać się nad każdym zdaniem'. A ja mam to gdzieś! Postanowiłam sobie, że przeczytam 60 książek (bo to 5 w miesiącu a ja lubię liczbę 5) i jestem niesamowicie dumna, że jakoś to czytanie mi idzie :) Bo mam tak jak ty, potrzebuję konkretów, żeby się nie rozpraszać, a jednoczenie bardzo lubię czytać! Poza tym nie zamierzam czytać żadnych poradników, więc nie widzę potrzeby zastanawiania się nad treścią! Chcę być przez nią pochłonięta! A jak mnie coś pochłania to czytam, czytam, czytam aż skończę! Później przez jakiś czas rozmyślam i... sięgam po następną pozycję! Bo lubię, bo nowe światy, nowe przygody i nowi bohaterowie mnie jarają!
Kiedyś wszyscy (nie powinnam pisać 'wszyscy' bo zawsze znajdzie się jakiś wyjątek) byli za tymi akcjami, by czytać jak najwięcej, teraz jakby moda (MODA) się obróciła i nagle lepiej czytać by coś wynieść! Phi, najlepiej czytać tak jak się chce czytać, a ja chcę by książek było w moim życiu dużo! Pozdrawiem :)
Ja też bym chciała przeczytać więcej, 52 to dla mnie takie minimum, ale zobaczymy, jak to wyjdzie, teraz zaczęłam już 5-tą książkę w tym roku i mam nadzieję, ze styczeń zakończę z przynajmniej sześcioma zakończonymi, bo ostatnio kupiłam sobie tyle fajnych ebooków, że nic, tylko czytać, czytać i jeszcze raz czytać :)
Specific-Measurable-Achievable-Relevant-Time limited hahah właśnie to kułam :D Również biorę udział w tym wyzwaniu, w tamtym roku osiągnęłam wynik 46, gdyby doliczyć lektury szkolne to pewnie byłoby coś koło 50, dlatego w tym roku postanowiłam się bardziej zmotywować i ma mi pomóc w tym to wyzwanie. Nie sądzę, żeby było ono głupie, albo polegało na samym nabijaniu wyniku, bo raczej biorą w nim udział osoby, które czytać lubią, tylko po prostu chcą robić tego więcej, a nic nie motywuje bardziej niż rywalizacja, nawet z samym sobą :D Co tu dużo gryzmolić, świetny wpis i zgadzam się z Tb całkowicie. Powodzenia! :D
Zgadzam się ze wszystkim! :) Według mnie to bardzo fajne wyzwanie - szczególnie, jak po roku sobie analizujesz, co przeczytałaś, które książki były najlepsze itd. Wyznaczyłam sobie dwa lata temu cel 73 książki na rok (przeczytałam tylko koło 60), wspominam ten rok bardzo dobrze i przeczytałam dużo więcej niż rok później, kiedy tego wyzwania już nie podejmowałam.
Ja tez biore udzial w tym wyzwaniu. I uwazam je za fajny pomysl dla tych ktorzy kochaja czytanie. Dla mnie to dodatkowa motywacja, ze sie zdeklarowalam. A jak sie nie uda to co? To nic :D to za rok znowu sprobuje. U mnie to dziala jeszcze tak, ze wlaczam facebooka, widze jakis post ze strony wyzwania i zamiast scrollowac dalej zamykam kompa i siegam po ksiazke :)
Ja z góry doskonale wiem, że w tym roku nie dam rady niestety podjąć się tego wyzwania, ze względu na zbliżającą się wielkimi krokami maturę, a szkoda, bo lista książek do przeczytania cały czas wydłuża się. Ehhh po maju nadrobię. Ale podziwiam wszystkich, którym uda się zrealizować postanowienie, bo wymaga to jednak dobrej organizacji czasu. :)
Nikt nie wie skąd wzięło się u mnie takie zamiłowanie do książek, które czytam od pierwszej klasy podstawówki, a nawet czasów przedszkola. Nikt w rodzinie nie robił tego, a ja uwielbiam książki do dzisiaj. Biorę udział w challenge'u, jednak nie tym, o którym napisałaś, a o "przeczytaj tyle, ile masz wzrostu" (opis i książki przeze mnie przeczytane podczas podjęcia się próby są na moim blogu: http://believe-in--yourself.blogspot.com/p/przeczytaj-tyle-ile-masz-wzrostu.html) Uwielbiam takie akcje, bo mogę się przy tym sprawdzić, a przy okazji mam jakąś motywację! Szczególnie, że jestem wrażliwa i każdą książkę przeżywam kilkukrotnie bardziej niż znajomi (no chyba, że to książka psychologiczna, które też sobie cenię). :) Pozdrowienia dla wszystkich książkomaniaków! <3
Biorę udział w tym wyzwaniu. I w jeszcze jednym. Uważam, że najważniejsze to czytać i choć nieistotne, czy czyta się jedną książkę na miesiąc czy 52 w ciągu roku - ważne, żeby to robić.
OdpowiedzUsuńTen ktoś to byłam ja ;).
OdpowiedzUsuńGdybym chciała ludzi, którzy dołączyli do tego wyzwania odwieść od zacnego zamiaru przeczytania 52 książek w ciągu roku, przytoczony argument mógłby w istocie okazać się nieprzydatny w dyskusji, czy cały ten czelendż ma sens.
Tymczasem jednak w komentarzu u Hush nie próbowałam przytoczyć uniwersalnych dla każdego człowieka uzasadnień, czemu "oesu, ale to durny pomysł jest", tylko napisałam dlaczego MI nie podoba się to wyzwanie.
I tak, siriusli, wiem, że naprawdę nikt mnie do niczego nie zmusza, nie obserwuje przez wielki teleekran i nie wyciągnie konsekwencji, jeśli kliknę "dołącz" w fejsbukowym wydarzeniu, a potem przeczytam książek 40, a nie 50. Wiem nawet, że mama dalej będzie mnie kochać jak nie podołam temu wyzwaniu ;).
Może to głupie, ale mam takiego pierdolczyka, że jak już sobie coś postanowię, to chciałabym tego postanowienia dotrzymać, bo w przeciwnym wypadku mam maciupkie wyrzuty sumienia, że znowu górą był mój słomiany zapał. Dlatego tak, po jakimś czasie miałabym tak, że z irytacją myślałabym sobie, jaka to straszna szkoda, że nie mogę poleżeć sobie żopą do góry przy serialu, bo jeszcze w tym tygodniu nie odhaczyłam książki na liście. I po pewnym czasie może zaczęłabym to traktować jako upierdliwy obowiązek. Pewnie, że nic by się nie stało, gdybym rzuciła w diabły tę zabawę, kiedy by mi się znudziła. Nie chlastałabym się z tego powodu, ale byłabym na siebie trochę zła (nie jest to może logiczne zachowanie, ale ja już tak mam ;)).
Zgodzę się natomiast, że nie powinniśmy się tak spinać, wymagać czytania samych mądrych książek i kpić z tych, którzy gustują w mniej ambitnych dziełach ;). Nie tylko dlatego, że jak już wspomniałaś, to po prostu niczyj zasmarkany interes, lecz chociażby również, dlatego, że dziś mamy tyle różnych źródeł wiedzy o świecie, że naprawdę możemy nie traktować książek jak relikwie, tylko uznać je za element rozrywki ;).
Jestem takiego zdania co Ty.
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam podlinkowany przez Ciebie na fb wpis krytykujący to wyzwanie, to poczułam się trochę dotknięta. Mimo, że w wyzwaniu udziału nie biorę, bo jestem tegoroczną maturzystką i do maja jestem, chcąc, nie chcąc, "zawieszona" w czytaniu.
Poczułam się dotknięta, bo nie czytam klasyków, nie przepadam za wierszami i nie zawsze sięgam po książki z głębokim przekazem. Czy jestem gorszym czytelnikiem od autorki tamtego wpisu, bo czytałam "Zmiechrz" i spodobała mi się ta lektura? Czy nie jestem godna tytułu miłośnika książek?
Tak jak napisałaś, każdy czyta co, co mu się podoba, a innym nic do tego. Tak jak i Ty, czytam dla przyjemności, a nie dla prestiżu czy szpanu.
Dzięki Ci za ten wpis! Nie znam Cię osobiście, i bardzo tego żałuję, bo z tego co czytam (a czytam jeszcze od czasów Superheroiny), to odnoszę wrażenie, że jesteś naprawdę świetną, pozytywną i wartościową osobą! :) Jakbyś wybierała się kiedyś do stolicy, to krzycz głośno, może wyskoczymy razem na jakieś wegańskie jedzenie! ;) (chociaż weganką, niestety, nie jestem, ale z ciekawości chciałabym spróbować wszystkiego:)
Uwielbiam czytać. Też bywa, że mam problemy z motywacją, ale zasadniczo to uwielbiam.
OdpowiedzUsuńSchody zaczęły się jak mi się uformowały inne zainteresowania.
Ale uwielbiam też rysować. I ubzdurałam sobie naukę japońskiego.
(Zarówno rysowanie, jak i japoński są w stanie skonsumować każdą ilość czasu, są równocześnie fajne i produktywne, więc sorry, książki będą musiały poczekać... Jak byłam jeszcze piękna i młoda w wakacje spałam po dwie godziny, jadłam co kilka dni, bo ślęczałam nad rysunkami, musiałam wyrobić normę i basta. I mnie to cholernie cieszylo. Do tej pory czasem zarwę nockę, ewentualnie pięć;P Zatem i w 'czytaniu na akord' nie widzę nic dziwnego;P Ale nie podzielam, bo wiem, że nie uda mi się aż tyle czasu znaleźć i będę mieć moralniaka.)
Czytam dużo, uwielbiam, gdybym mogła, czytałabym cały czas. Jak tylko mam chwilę wciągam, ile wlezie. :) A jeśli takie wyzwanie daje ludziom dodatkowego kopa do czytania, to tym lepiej. :)
OdpowiedzUsuńja mam zamiar przeczytać 31 książek. Tak sobie ustaliłam. W tym kilka po niemiecku. nie jestem w stanie z roku 2014 wymienić więcej niż naście tytułów przeczytanych pozycji więc bardzo bardzo bardzo chcę dobić do tych 31 :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis, zgadzam się z Tobą! Postanowiłam sobie, że w tym roku będę "więcej czytać", i rzeczywiście lepiej by było skonkretyzować ten cel do np. "przeczytam w tym roku 40 książek". Chociaż na razie moim priorytetem jest przeczytać w całości "Don Kichote" w oryginale (mój egzamin licencjacki będzie dotyczył tej książki).
OdpowiedzUsuńja akurat jestem tą, która napisała, że nie przeczyta. tzn. nie uważam, że to wyzwanie nie ma sensu. na pewno lepiej przeczytać 52 książki niż coś głupiego sobie postanawiać ;) i w sumie moim celem nie było przekonywanie, że to wyzwanie nie ma sensu, tylko że wiąże się z kilkoma pułapkami np. właśnie czytanie na akord czy pochłanianie miernej wartości książek, z których nie będziemy mieli praktycznie żadnej korzyści. stwierdziłam, że w moim przypadku zamiast przeczytać 52 książki czy w ogóle postanowić czytać dużo, lepiej czytać wartościowe książki albo takie których czytanie sprawia mi przyjemność. bez ustalania sobie limitów. a wartościowe książki mają to do siebie, że czyta się je dłużej bo wymagają jakiegoś przemyślenia, czasami zrobienia notatek. a dla przyjemności lubię czytać powoli, czasami wracać po kilka razy do najlepszych fragmentów. nie zakładam, że przeczytam tyle a tyle książek. może mniej, niż 52 a może więcej, ale żadna liczba nie jest moim celem. bardziej stawiam na rozwój i przyjemność z czytania bez limitów liczbowych.
OdpowiedzUsuńnigdy nie ma tak, że z książki nie ma żadnej korzyści. jeśli, oczywiście, książka Ci się podobała, to zawsze jakaś tak korzyść jest - choćby właśnie ta przyjemność czytania!
Usuń"zamiast przeczytać 52 książki czy w ogóle postanowić czytać dużo, lepiej czytać wartościowe książki albo takie których czytanie sprawia mi przyjemność" - to jest dla mnie niezbyt zrozumiałe zdanie... można przeczytać przecież 52 wartościowe książki albo takie, których czytanie sprawia Ci przyjemność. O tym właśnie napisałam we wpisie - to, że człowiek czyta dużo i często (choć, jak mówiłam, 200-400 stron w ciągu tygodnia to wcale nie jest dużo), nie oznacza, że chwyta pierwszą lepszą książkę, byle zaliczyć :D
a co do wartości i jakości książek, czyli tego, czy coś z nich wynosisz, jakieś refleksje itp., to bardzo fajny sposób ma Olga Kozierowska (bardzo zresztą fajna babka i mądrze gada, pogooglaj sobie!) - czyta zawsze 2 książki naraz, jedną dla relaksu, a drugą biznesową lub dla rozwoju ducha.
ale jeżeli książka mi się nie podoba, ale jestem już w połowie, więc skończę żeby mieć zaliczoną kolejną to wtedy nie ma korzyści, a tylko męczarnia i strata czasu :P
OdpowiedzUsuńmnie takie wyzwania z konkretną liczbą trochę stresują i mam takie skłonności do wpadania właśnie w pułapkę byle więcej. podobnie miałam z bieganiem. w pewnym momencie przyłapałam się na tym, że próbuję wyrobić jak największy kilometraż. i w tym momencie pryska cała radość czy to z biegania czy czytania i coś co miało dawać przyjemność i być pożyteczne staje się przykrym obowiązkiem albo wręcz zaczyna przynosić szkody.
w tym niezrozumiałym zdaniu chodziło mi o to, że nie zakładam żadnej konkretnej liczby książek, które przeczytam. że w ogóle nie zwracam uwagi na ilość. będzie 52 lub więcej to fajnie. będzie 20 to też spoko. szczególnie, że książka książce nierówna i to że ktoś czyta mniej ilościowo nie znaczy że mniej z tego wynosi jakościowo.
No nie wygłupiaj się, kto w ogóle czyta AŻ DO POŁOWY książkę, która mu się nie podoba? No bądźmy rozsądni :D
UsuńJa we wpisie, tak uważam, zbiłam wszystkie Twoje argumenty, które podałaś w komentarzu na "nie", ALE - to jest kwestia indywidualna, Ty masz tak i dlatego nie dołączasz do wyzwania, inni mają inaczej (tak podejrzewam, co też we wpisie jasno wyłuszczyłam) i u nich dołączenie do niego ma sens. Myślę, że takie wykłócanie się, czy to ma sens czy nie, jest... bez sensu. Bo przecież te osoby, które uważają, że wyzwanie ma swój sens i im coś da, dołączają, a te, które sensu tego nie widzą, nie dołączają, no i... tyle. Ja to po prostu chciałam we wpisie pokazać od drugiej strony.
Zakochany w książkach mol książkowy, który musi sam siebie zmuszać, nakłaniać, przekonywać do czytania książek? Toż to paradoks... a może raczej próba zrobienia z siebie mola ;)
OdpowiedzUsuńZakładam, że twój komentarz wynika z braku umiejętności czytania ze zrozumieniem, ewentualnie z lenistwa i niedoczytania wpisu do końcu, a nie z głupoty, więc odpowiadam: czy czytanie rokrocznie po kilkadziesiąt książek robi ze mnie mola książkowego czy tylko osobę aspirującą do tego miana? a zarywanie nocy dla przeczytania książki jednym tchem?
Usuńjestem bardzo aktywną osobą, działam na wielu "frontach" - czasami dla odpoczynku po prostu łatwiej posiedzieć na fejsie albo włączyć serial, co nie wymaga żadnego zaangażowania, niż sięgać po książkę, dlatego tak, czasem potrzebuję motywacji, ale to nie jest żadne zmuszanie się :D zmuszanie się jest wtedy, gdy czytać się nie lubi ;)
Zgadzam się z tobą!
OdpowiedzUsuńOstatnio odniosłam wrażenie, że na każdym blogu ktoś, coś pisał na temat akcji 52 książki w 52 tygodnie. Jakby jakaś moda nastała, żeby 'czytać tylko wybitną literaturę i dogłębnie zastanawiać się nad każdym zdaniem'. A ja mam to gdzieś! Postanowiłam sobie, że przeczytam 60 książek (bo to 5 w miesiącu a ja lubię liczbę 5) i jestem niesamowicie dumna, że jakoś to czytanie mi idzie :) Bo mam tak jak ty, potrzebuję konkretów, żeby się nie rozpraszać, a jednoczenie bardzo lubię czytać!
Poza tym nie zamierzam czytać żadnych poradników, więc nie widzę potrzeby zastanawiania się nad treścią! Chcę być przez nią pochłonięta! A jak mnie coś pochłania to czytam, czytam, czytam aż skończę! Później przez jakiś czas rozmyślam i... sięgam po następną pozycję! Bo lubię, bo nowe światy, nowe przygody i nowi bohaterowie mnie jarają!
Kiedyś wszyscy (nie powinnam pisać 'wszyscy' bo zawsze znajdzie się jakiś wyjątek) byli za tymi akcjami, by czytać jak najwięcej, teraz jakby moda (MODA) się obróciła i nagle lepiej czytać by coś wynieść!
Phi, najlepiej czytać tak jak się chce czytać, a ja chcę by książek było w moim życiu dużo!
Pozdrawiem :)
Ja też bym chciała przeczytać więcej, 52 to dla mnie takie minimum, ale zobaczymy, jak to wyjdzie, teraz zaczęłam już 5-tą książkę w tym roku i mam nadzieję, ze styczeń zakończę z przynajmniej sześcioma zakończonymi, bo ostatnio kupiłam sobie tyle fajnych ebooków, że nic, tylko czytać, czytać i jeszcze raz czytać :)
UsuńSpecific-Measurable-Achievable-Relevant-Time limited hahah właśnie to kułam :D
OdpowiedzUsuńRównież biorę udział w tym wyzwaniu, w tamtym roku osiągnęłam wynik 46, gdyby doliczyć lektury szkolne to pewnie byłoby coś koło 50, dlatego w tym roku postanowiłam się bardziej zmotywować i ma mi pomóc w tym to wyzwanie. Nie sądzę, żeby było ono głupie, albo polegało na samym nabijaniu wyniku, bo raczej biorą w nim udział osoby, które czytać lubią, tylko po prostu chcą robić tego więcej, a nic nie motywuje bardziej niż rywalizacja, nawet z samym sobą :D
Co tu dużo gryzmolić, świetny wpis i zgadzam się z Tb całkowicie. Powodzenia! :D
Zgadzam się ze wszystkim! :) Według mnie to bardzo fajne wyzwanie - szczególnie, jak po roku sobie analizujesz, co przeczytałaś, które książki były najlepsze itd. Wyznaczyłam sobie dwa lata temu cel 73 książki na rok (przeczytałam tylko koło 60), wspominam ten rok bardzo dobrze i przeczytałam dużo więcej niż rok później, kiedy tego wyzwania już nie podejmowałam.
OdpowiedzUsuńJa tez biore udzial w tym wyzwaniu. I uwazam je za fajny pomysl dla tych ktorzy kochaja czytanie. Dla mnie to dodatkowa motywacja, ze sie zdeklarowalam. A jak sie nie uda to co? To nic :D to za rok znowu sprobuje. U mnie to dziala jeszcze tak, ze wlaczam facebooka, widze jakis post ze strony wyzwania i zamiast scrollowac dalej zamykam kompa i siegam po ksiazke :)
OdpowiedzUsuńJa z góry doskonale wiem, że w tym roku nie dam rady niestety podjąć się tego wyzwania, ze względu na zbliżającą się wielkimi krokami maturę, a szkoda, bo lista książek do przeczytania cały czas wydłuża się. Ehhh po maju nadrobię. Ale podziwiam wszystkich, którym uda się zrealizować postanowienie, bo wymaga to jednak dobrej organizacji czasu. :)
OdpowiedzUsuńNikt nie wie skąd wzięło się u mnie takie zamiłowanie do książek, które czytam od pierwszej klasy podstawówki, a nawet czasów przedszkola. Nikt w rodzinie nie robił tego, a ja uwielbiam książki do dzisiaj. Biorę udział w challenge'u, jednak nie tym, o którym napisałaś, a o "przeczytaj tyle, ile masz wzrostu" (opis i książki przeze mnie przeczytane podczas podjęcia się próby są na moim blogu: http://believe-in--yourself.blogspot.com/p/przeczytaj-tyle-ile-masz-wzrostu.html) Uwielbiam takie akcje, bo mogę się przy tym sprawdzić, a przy okazji mam jakąś motywację! Szczególnie, że jestem wrażliwa i każdą książkę przeżywam kilkukrotnie bardziej niż znajomi (no chyba, że to książka psychologiczna, które też sobie cenię). :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla wszystkich książkomaniaków! <3