Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

piątek, 30 stycznia 2015

CAŁE ŻYCIE Z JANUSZAMI

czyli o tym, jak to jest mieć w domu sześć (SZEŚĆ!!!) kotów. Garść historii i anegdotek.

Prosto i przyjemnie jest mieć jednego kota. Z dwoma już nie jest tak różowo... Niby da się jeszcze nad nimi zapanować, ale trzeba brać poprawkę na to, że jak się ze sobą bawią i ganiają, to w nosie mają bałagan, jaki przy tym robią, i straty, jakie ich mamusia czy tatuś przy tym poniesie. Natomiast przy sześciu kotach... Oj, moi drodzy, to jest już wyższa szkoła jazdy. Tutaj nie ma mowy o zapanowaniu nad taką gromadą. Tutaj już chodzi jedynie o minimalizowanie strat! Dziś Wam co nieco opowiem o tym właśnie, jak to jest mieć sześć sierściuchów w domu, zwłaszcza, że... podjęliśmy trudną decyzję, że jednak nie chcemy oddać żadnego z kociaków (mają już 4 miesiące, zdążyliśmy się mocno przywiązać, mimo ciągłego armagedonu na chacie i mimo wiecznie podrapanych rąk). Potraktujcie te historie może jako... ostrzeżenie. Miłość do kotów bywa trudna! Historyjki przeplatam zdjęciami moich futrzaków (z instagrama!), żebyście zobaczyli, jak ciężko się gniewać na kogoś tak cudownego.

Okej, jedziemy!


Śpimy sobie z Jackiem w najlepsze, blady świt, a może i nawet nie... Wtem DZYŃ! DZYŃ! DZYŃ! Zrywamy się z miękkich ciepłych poduszek,w panice próbując zlokalizować zagrożenie, a to tylko... Janusz siedzi na firance (tak, tak, na firance - to najlepsza ściana wspinaczkowa dla kociaków!) i dzwoni podwieszonym pod sufitem przy oknie takim szklanym dziwnym czymś (nawet nie wiem, jak to nazwać, ale wierzę, że wiecie o jakie hałaśliwe... dzwonidło mi chodzi), co jak powiewa na wietrze, to robi w cholerę hałasu i nijak nie da się tego uciszyć, póki samo nie przestanie dyndolić. No i tyle z naszego snu. Dzień dobry.


Albo inny scenariusz na dobry początek dnia: budzę się w pustym już łóżku i obok poduszki czy nawet pod kołdrą znajduję... malutkiego różowego króliczka (maskotkę) albo, co dziwniejsze, siatkę po ziemniakach (nie taką foliową, tylko taką normalną prawdziwą plastikową siatkę - żółtą albo czerwoną). I zawsze na ten widok przypomina mi się scena z "ojca chrzestnego", gdy jakiś typ obudził się obok odrąbanej okrwawionej głowy swojego ulubionego konia.


Notorycznie powtarzająca się sytuacja: wchodzę do łazienki celem załatwienia tej czy owej  potrzeby fizjologicznej (hehe, zaraz będzie na forum niemodnych polek "widziałyście? tego jeszcze nie było! mortysia opisuje, jak siedzi na kiblu! ona chyba boga w sercu nie ma!"), siadam na tronie i rozglądam się po swym królestwie dookoła, gdy wtem mój wzrok pada za kaloryfer (mamy taki wolno stojący) - a tam częściowo skryty w mroku zakamuflowany (no bo czarny) Janusz! Tylko głowa mu zza tego kaloryfera wystaje, a on, jak taki szpieg z krainy deszczowców, paczy! Paczy z takim wielkim wytrzeszczem (dramatic look!), aż nie wytrzymuję tego wzroku (kryje się w nim pytanie "co Ty tam, matka, wyprawiasz, z tymi opuszczonymi gaciami, na tej misce?!") i zaczynam się śmiać w głos. EVERY. SINGLE. TIME.


Zasiadam z Jackiem do obiadu, on na środku stołu, ja z boku. Zaczynamy jeść i nagle hops! Na stole ląduje jeden z kotów! Drugi gramoli się Jackowi na kolana próbując wetknąć mordkę do jego talerza. Trzeci sru! Wskakuje na stół od mojej strony i bezczelnie przechodzi nad moim talerzem!!! Wszelkie próby pozbycia się kotów ze stołu kończą się jeszcze bardziej zmasowanym atakiem. W końcu mamy tych choler aż sześć, a nas jest dwoje, w porywach - troje (bo przecież Zuza, ale ona jednak, niestety, nie zawsze). Kończy się więc tym, że kotałki siedzą na stole wpatrując się w nasze talerze, a my tych talerzy, niczym dzielni rycerze, bronimy, trzymając futrzaki na bezpieczną odległość.


Zabieram się za sprzątanie kocich kuwet (kotów jest 6, więc wiadomka, że jedna kuweta by im nie starczyła, no heloł). Zdejmuję wierzchnią pokrywę z pierwszego kociego sracza i w tym samym momencie nagle tę otwartą kuwetę otacza rój kociąt! Zaczynam sprzątać, to jest po prostu ładować śmierdzące bryłki łopatką do wora, a rozlokowane dookoła ubawione koty wymachując szaleńczo łapkami te bryłki (no nie bójmy się tego słowa - zazwyczaj są to kupy) mi strącają z powrotem do kuwety. No ha ha, faktycznie śmieszne.


Siedzę sobie w najlepsze na łóżku. Nogi pod kołderką. Razem ze mną mój przyjaciel laptop. W zasięgu ręki herbatka albo kakało. I wszystko jest pięknie, po prostu jak w jakiejś bajce, gdy nagle... Tak, za dużo herbaty, już mi się przelewa! Muszę siku... a na moich nogach śpi cała kociarnia!!! Słodkie rozkoszne puchate koty - wyobraźcie to sobie sobie. To trzeba boga w sercu nie mieć, żeby je tak po prostu zrzucić czy nawet odsunąć i po prostu iść załatwić potrzebę fizjologiczną...


Wchodzę do kuchni, paczę - kamień. Myślę sobie "ale jak to, skąd kamień na środku kuchni?". Wtem mój wzrok pada na wielką ziejącą w ścianie obok zlewu dziurę i przypominam sobie, że ach no tak, przecież koty postanowiły zrobić sobie w niej tunel.


Moje koty fascynuje pralka. Uwielbiają oglądać, jak robi pranie. Gdy tylko otworzę ją po, zaraz się usiłują tam gramolić. Zresztą jak ładuję pranie, również mocno się o to starają. Dlatego, znając to zamiłowanie, zawsze, naprawdę ZAWSZE, gdy już zamknę pralkę i nasypię proszku, ale zanim uruchomię cykl prania, liczę, czy wszystkie koty są poza pralką. Często to dość uciążliwe, bo mieszkanie jest niemałe, a i dużo w nim kocich zakamarków, ale czegóż się nie robi z miłości dla Janusza czy innego Tygryska albo Szaruszki.

________________________

Podoba Ci się wpis? Polub mnie na Facebooku,  obserwuj na Bloglovin lub Twitterze!

10 komentarzy:

  1. A jak wygladaja relacje z Wszymi doroslymi kotami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grubaska wujek chciał sobie zostawić (zresztą on tam ponad z 5 lat mieszkał, a koty się terytorialnie przywiązują, więc stwierdziłam, że nie będziemy go stresować przeprowadzką), a Malutka się w ogóle nie dogadała z Łapą i maluchami, więc po jednym dniu również wróciła do wujka, niestety :( Smuteczek był i jest, ale cóż, dobro kotałków najważniejsze, nie ma sensu ich stresować niepotrzebnie.

      Usuń
  2. Czym jako weganka karmisz koty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym, czym zazwyczaj karmi się koty - kupną karmą, przecież, że nie tofu i soczewicą :D

      Usuń
    2. słyszałam (nawet mi w jakimś sklepie internetowym mrygnęło), że są specjalne wegetariańskie (nie sprawdzałam czy wegańskie) karmy dla psów i kotów, ale domyślam się ile by kosztowało wykarmienie tylu sztuk. I czy to by się kotom spodobało?

      Usuń
  3. Ja też słyszałam, nawet dowiadywałam się co nieco na ten temat, tylko, że... koty, w przeciwieństwie do ludzi, są mięsożercami, mają układ pokarmowy nieprzystosowany do jedzenia roślin, więc na roślinnym pokarmie (nawet weterynarze nie zalecają takich karm) mogłyby podupaść na zdrowiu, no na pewno to by dla nich nie było nic dobrego... Na początku, oczywiście, miałam z tym problem, ale cóż, musiałam przywyknąć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę powiedzieć, że Janusze są też samowystarczalne pt. " mam ochotę na małe co nie co to sobie sam wezmę"... otóż nawiedziłam któregoś pięknego dnia mojego brata i M.Ortycję z kuzynką. Siedzimy , rozmawiamy, zachwycamy się Januszami a tu nagle pach jeden Januszek wyciąga sobie z torebki kuzynki bułkę z żółtym serem zapakowaną w worek foliowy. Reszta Kotków przybiegła i zaczęła rozpakowywać ową bułkę z takim skutkiem, że same podzieliły sobie posiłek, co lepsze pozjadały i sobie poszły. Faktycznie przy takim szóstkowym szczęściu trzeba mieć oczy w okół głowy. Co chwile coś szeleściło, dzwoniło, jakieś garnki spadały a M.Ortycja, zamiast z nami siedzieć, biegała po nie małym mieszkaniu wyciągając kota to z garnka to z pudła itp. No cóż chylę głowę M.Ortycji i mojemu bratu i zazdroszczę takiemu szczęściu.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja kiedyś miałam sześć małych psów, gdy suczka, którą przygarnęłam oszczeniła mi się w domu. Pamiętam, też minimalizowałam straty a jeść dostawały w keksówce, stały gęsiego jak małe prosiaczki :D oj godzinami mogłabym o tym opowiadać i pisać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No dobra idę nakarmić Janusze, Tygryska, Szaruszkę i Łapkę :D

    OdpowiedzUsuń
  7. mam jednego, myslalam o drugim, ale na szczescie mi przeszlo :P
    nie wiem, jak Wy tak z szescioma mozecie, ale podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń