Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

środa, 11 marca 2015

UDANY ZWIĄZEK - TO ZNACZY JAKI?

Po czym poznać, że nasz związek jest udany? Czy wystarczy nasze subiektywne poczucie szczęścia? A może mierzy się to zupełnie inaczej? I jak kochać wystarczająco dobrze?

Dziś - lojalnie Was ostrzegam na samym wstępie - będzie dużo psychologizowania. Ten wpis bowiem opieram nie tylko na swoich doświadczeniach i swoich poglądach, ale także, a właściwie przede wszystkim, na pewnej ciekawej książce, którą miałam okazję ostatnio czytać. Ta książka to "Kochaj wystarczająco dobrze" - wywiady z psychologami i psychoterapeutami na temat związku i różnych w nim komplikacji.

Moja własna definicja udanego związku brzmi "póki nie pytasz siebie, czy jesteś szczęśliwa w tej relacji, jest dobrze" i... wychodzi na to, że jest to definicja powszechnie dzisiaj przyjęta. I być może właśnie dlatego dziś tak wiele jak nigdy wcześniej związków - i tych zalegalizowanych i nie - dość szybko się rozpada. Jak to się mówi - kiedyś gdy coś się zepsuło, włącznie z relacjami, to się to naprawiało, a nie od razu wymieniało na nowe. Bo i to pojmowanie związku bardzo różniło się od pojmowania dzisiejszego. Byle pierdoła nie była w stanie zniszczyć relacji, zasiać wątpliwości co do jej sensu. Dzisiaj często tak się właśnie dzieje... Jak mówi psycholog Bogdan Wojciszke (w skrócie w dalszej części B.W.) - "bezpośrednim powodem wielu rozstań jest to, że związek przestaje "maksymalizować szczęście". Bo dzisiaj "maksymalizacja szczęścia" stała się celem bycia razem.".

A może związek to jednak coś więcej niż tylko ta właśnie "maksymalizacja szczęścia"? Czy w relacji dwojga ludzi nie powinno być miejsca również na gorsze chwile, na trudne niewygodne uczucia, na zachodzące z czasem i stuprocentowo akceptowalne zmiany? Czy może jednak związek to tylko wspólne życie na różowej chmurce?

Cóż, ja i bez pomocy psychologów i psychoterapeutów wpadłam na to, że w związku jest, czy może powinno być, i miejsce na kłótnie i wkurwa i to, że coś się może komuś nie podobać. I to jest okej. [Pisałam o tym TUTAJ. Nie bardzo chce mi się powtarzać, więc jeśli nie czytaliście tego wpisu, to przeczytajcie nim przejdziecie dalej.] Bo jeżeli ktoś uważa, że udany związek to taki, gdzie się nigdy ze sobą nie kłócimy i ciągle jest fantastycznie, supernamiętnie i w ogóle do końca życia mamy w brzuszkach te motylki, co na samym początku, to bardzo szybko się sparzy i mocno zdziwi. Bo ojej, ale jak to - książę/księżniczka z bajki nie istnieje? No cóż, nie istnieje. I taka definicja udanego związku też nie istnieje. Taka definicja to bullshit, który powinniśmy sobie czym prędzej wybić z głowy, bo może nas unieszczęśliwić na bardzo bardzo długi czas. A jak się mocno będziemy przy niej upierać, to zapewne w końcu wylądujemy na fotelu u psychoterapeuty/psychologa (a i to, jak dobrze pójdzie, bo może być i tak, że nie wylądujemy i będziemy się do końca życia gryźć, że nie potrafimy stworzyć udanego związku).

"Mit miłości romantycznej jest szkodliwy dlatego, że jest nierealny, bo konflikty są przecież nieuchronne w bliskich związkach. Nie ma jedności pragnień, ludzie są różni. Poza tym ten mit często czyni ludzi biernymi. No bo jeśli to nie jest moja druga połówka, to koniec. Po co próbować cokolwiek naprawiać."
- B.W.

No dobra, to już wiemy, jak udany związek z pewnością NIE wygląda. A jak wygląda? Jaki jest udany związek? To jest bardzo proste, przynajmniej z definicji, bo w praktyce zapewne nigdy nie wygląda tak idealnie modelowo. Ale to przecież nie o perfekcję w zachowaniu tych proporcji chodzi, ale o uświadomienie sobie ich i zastosowanie na tyle, na ile się tylko da. No dobrze, o co kaman? Ano o to, że w udanym związku musi być miejsce na 3 elementy:
- ja i moja przestrzeń
- mój partner i jego przestrzeń
- my razem i nasza wspólna przestrzeń
Czyli po prostu prócz bycia parą i tego, że robimy razem fajne rzeczy i dobrze się w swoim towarzystwie czujemy, musimy być również odrębnymi jednostkami, które mają czas dla samych siebie i które sobie z tego zdają sprawę i to akceptują - zarówno gdy chodzi o samego siebie, jak i wtedy, gdy chodzi o partnera. O tym zresztą też kiedyś pisałam (ach, jaka ja mądra jestem!) we wpisie o dwugłowych potworach. Dla mnie i pewnie dla wielu z Was też to żaden nius, że czasem odpoczywamy od swoich partnerów, mamy swoje pasje, swoich przyjaciół i to, że nie wszędzie chodzimy razem za rączkę i nie wszystko robimy razem, wcale nie znaczy, że coś z naszym związkiem nie gra. Wręcz przeciwnie! To jest dla naszego związku bardzo zdrowe, choć nieraz może być trudne. Bo fajnie, gdy chce się zająć swoimi sprawami i partner w tym nie przeszkadza, ale nieco gorzej, gdy chcielibyśmy akurat już, teraz, zaraz porobić coś razem, a ten nasz luby mówi nam akurat "wybacz, ale teraz coś robię, teraz mam czas dla siebie". Trzeba po prostu się z tym pogodzić, ogarnąć to i razem przepracować, wdrożyć w życie.

"Każdy związek składa się z "ja", "ty" i "my". Jesteś ty - twoje potrzeby, twoje wymagania, twoje neurozy, twoje głupie zachowanie, i jestem ja - moje potrzeby, moje wymagania, moje głupie zachowanie, i jest nasz związek. Zdrowa relacja to taka, w której o wszystkie trzy elementy się dba".
- Stanley Ruszczynski

Okej, mamy to? Mamy! To teraz powiem Wam, że te trzy elementy to jest taki fundament związku. Niestety, to, że to ogarniamy, nie spowoduje, że będziemy sobie teraz żyć w związku jak w bajce. Bo oto teraz o ten związek trzeba się nauczyć dbać, bo przecież on ewoluuje, zmienia się, przyzwyczajamy się do siebie, możemy popadać w rutynę. Trzeba być elastycznym, dostosowywać się do tych zmian, rozwijać się razem ze związkiem. Nie wystarczy cały czas podchodzić do związku tak samo, stanie w miejscu nic nie da, bo tak naprawdę związek wtedy wcale nie stoi w miejscu, ale się wręcz cofa! Trzeba coś zrobić, byśmy nadal się mocno kochali i czuli bliskość, czuli przywiązanie do siebie i dalej myśleli, że nie dla nas życie w pojedynkę, tylko właśnie ze sobą, razem. Jak to zrobić? Chyba jest na to jakiś sposób? Otóż tak, zgadliście, jest. Żeby nie było tak łatwo, nie jest to jeden sposób, ale kilka. Nie ma, niestety, złotego środka, recepty na super ekstra udany związek. Cóż, trzeba nad tym pracować, ale jest kilka takich złotych zasad, które z pewnością pomogą nam w budowaniu udanej trwałej relacji... Oto i kilka z nich:

1. Zrozum, że nie istnieje coś takiego jak stały klimat emocjonalny związku. Nigdy nie będzie tak jak na początku, relacja przecież żyje, rozwija się, ewoluuje. Nie próbuj tego powstrzymać i nie rozpaczaj, że coś się zmienia. Sorry, taki mamy klimat (związku).

2. Przyjaźnij się z partnerem! Dla niektórych to banał, na innych abstrakcja. A jednak to przyjaźń, ten rodzaj bliskości, jest spoiwem, które trzyma związek w kupie. Zapewnianie sobie nawzajem wsparcia to często niedoceniana część relacji, a jednak niezwykle ważna. "Wsparcie partnera chroni kobiety przed depresją, na którą zapadają cztery razy częściej niż mężczyźni. A wsparcie kobiet chroni partnerów dosłownie przed śmiercią. Mężczyźni, którzy mają szczęśliwe związki, żyją dłużej i mają lepszą kondycję zdrowotną." (B.W.)

3. Zwróć uwagę na to, jaką strategię przyjmujesz w konfliktowych sytuacjach! Próbujesz rozwiązać problem czy raczej go odrzucasz i szukasz winnych wszędzie dookoła lub w odpowiedzi atakujesz (oczywiście, werbalnie) partnera? Jeśli ta druga strategia jest Ci bliższa, bardzo prawdopodobne, że Twój związek nie przetrwa. Może następnym razem po kłótni ochłoń, przemyśl zgłoszony problem i spróbuj razem z partnerem na spokojnie go rozwiązać?

4. Kłóć się konstruktywnie! Oczywiście, w związku jest miejsce i na kłótnie i na pretensje, tak jak już wspominałam, ale ważne, by było to konstruktywne, by nie było to wzajemne obrzucanie się błotem, tylko wyrażanie uczuć, emocji, takie, które może prowadzić do zmiany! W książce podany jest taki prosty przykład:
"W takim sporze nie mówi się "Jesteś beznadziejny, jak zwykle się spóźniasz! Pamiętasz, jak się spóźniłeś miesiąc temu, a dwa lata temu?", tylko na przykład: "Umówiliśmy się dzisiaj na 15, nie było cię o 16. Było mi przykro i niepokoiłam się."

5. Róbcie razem ekscytujące rzeczy! To żadna tajemnica i nawet nic dziwnego, że na pewnym etapie do związku wkrada się nuda. Zamiast zrzędzić, trzeba się starać jej zapobiec. Można to zrobić przez wspólne podróże w nowe miejsca, zapisanie się na jakiś ciekawy kurs (np. tańca), znalezienie wspólnej pasji, nawet jeśli miałyby to być dyskusje o polityce... W każdym razie niech to będzie coś, co oboje Wam będzie kręciło. "Rutyna prowadzi do automatyzacji, a automatyzacja do zaniku uczuć." (B.W.)

6. Działajcie jak drużyna! Chodzi o to, by w sytuacjach kryzysowych (nie chodzi nawet o zwykłe kłótnie, ale np. o sytuacje, gdy macie problemy finansowe, gdy ktoś w rodzinie poważnie zachorował itp.) nie zrzucać winy na siebie nawzajem, nie szukać winnych, nie wyżywać się na sobie wzajemnie, ale działać razem, wspólnie się wspierać, wspólnie szukać rozwiązania albo chociaż sposobu na przetrwanie sytuacji.

Oczywiście, to tylko garść rad, ale to właśnie te wydają mi się dla dobra związku najistotniejsze. Wybrałam je, by pokazać Wam o co chodzi, jak obiektywnie powinien wyglądać udany zdrowy związek. Chcecie więcej? Sięgnijcie po książkę! Nawet jeśli nie uważacie, by Wasz związek był w jakiś sposób wybrakowany. Nawet, jeśli jesteście singlami - może przyda Wam się na przyszłość!

"Ludzie mają szansę zbudować satysfakcjonujący związek, jeśli wiążą się w takim momencie, w którym stali się osobni, ale jednocześnie zdolni do bliskości z innymi. Bez osobności - będzie zlanie, a bez bliskości - zimny kontrakt dwóch umysłów."
- Danuta Golec

PS. Oczywiście cytaty użyte we wpisie pochodzą z książki "Kochaj wystarczająco dobrze".


________________________

Podoba Ci się wpis? Polub mnie na Facebooku i  obserwuj na Bloglovin!

7 komentarzy:

  1. oj, chyba zadałaś bardzo trudne pytanie... wydaje mi się, że jeśli ktoś jest szczęśliwy, to szczęście od niego bije. Sam może się oszukać, ale przyjaciółki nie oszukasz:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo wartościowy wpis, zmusił mnie do refleksji...

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobry post, podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty M.Ortycjo jesteś szatańsko mądrą Babką. Czekam tylko aż ktoś Cię przyuważy i zacznie płacić Ci gruby hajs za pisane zajebiście dobrych felietonów.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja poczytałam, teraz mężusia zaproszę przed kompa ;)

    OdpowiedzUsuń