Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

niedziela, 6 kwietnia 2014

A może czasem trzeba odpuścić?

Znacie to uczucie, gdy wracacie do domu z pracy albo ze szkoły, i od razu padacie na łóżko, włączacie seriale, czytacie książkę, a może scrollujecie Pinteresta czy coś innego równie relaksującego... I tak dzień w dzień. Praca/szkoła odbębniona, więc można poluzować poślady i wychillować. Bez stresu. "Nic nie muszę". Znacie to? Bo ja już zapomniałam, jak to jest...
źródło zdjęcia (by Ilham Rahmansyah)

Absolutnie nie chcę się tutaj żalić, bo strasznie lubię swoje życie (choć często zrzędzę, ale taki mam styl). Tylko jestem trochę takim misiem z małym rozumkiem i lubię popadać w skrajności. Kiedyś nie miałam pasji i właśnie jechałam jedynie na masie seriali, no i przynajmniej dużo czytałam. Lubiłam leżeć do góry brzuszkiem. Teraz jest odwrotnie. Wpadam po pracy do domu jak burza, szybki obiadek, i heja do roboty! Blog, dodatkowe zlecenia pozapracowe, bieganie, angielski... I takie tam fajne rzeczy. A do tego jeszcze przecież obowiązki, bo fatałaszki same się nie wypiorą, a kotałki same sobie żwirku nie zmienią. No i chłopak, znajomi. Lubię to moje zaganianie, zarobienie, kilometrową listę "to do" dzień w dzień. Mniej lubię spanie po 5 godzin dziennie. Ale, ale! Czasem jadę siłą rozpędu. Wcale nie mam ochoty na angielski, wcale nie mam weny, żeby pisać kolejną notkę na bloga ani sił żeby iść biegać czy nawet zrobić pranie. Czasem. Czasem mam ochotę się po prostu walnąć na łóżko i spać do oporu. No, ale się zmuszam do tego wszystkiego. Bo czas nie czeka, bo kiedy ja to wszystko zrobię? Bo nie można marnować czasu, cholera!

Ale może czasem trzeba odpuścić? Dać sobie urlop od obowiązków pozapracowych czy pozaszkolnych i po prostu się walnąć do łóżka, włączyć maraton seriali i tak wegetować do wieczora. Albo uciąć sobie drzemkę bez budzika, obudzić się wieczorem na kolację i prysznic i znowu się uwalić do wyra?

Bo, wiecie, tak sobie myślę, to słabo, jak pasje zamieniają się w obowiązki. Ja potrzebuję motywacji, bo mam cholernie słomiany zapał, więc muszę sobie rozplanowywać treningi z tygodniowym wyprzedzeniem, zaznaczać codziennie w organizerze, że angielski. No i tak dalej, ze wszystkim. Żeby pamiętać i żeby się mobilizować. Bo niby nie muszę, ale jak zapiszę, to w sumie wypadałoby to ogarnąć. Lubię wykreślać zrobione już rzeczy z mojej listy. Ale jak tak odbębniasz dzień w dzień ten angielski, to w końcu nim rzygasz, w końcu myśli "panie, a na chuj mnie ten angielski". Tak, słabo, jak hobby staje się obowiązkiem. I w dodatku nie zawsze da się złapać kilka srok za ogon. Łapiesz się za 50 zadań i nie kończysz żadnego, bo masz dość i rzucasz wszystko w cholerę.

Człowiek może się naprawdę szybko wypalić, jak tak zapiernicza jak ten króliczek Duracella dzień w dzień, dzień w dzień. Bo czas ucieka przecież, bo nie można uronić ani minuty. Śpi sobie taki człowiek, w osobie mojej, po te 5 godzin dziennie, potem snuje się jak zombie, warczy na wszystkich i szuka dziury w całym, wkurwia się, że sobie taką listę "to do" długą w terminarzu nabazgrał i teraz głupio tego nie odhaczać. A przecież tym króliczkom też trzeba od czasu do czasu baterie zmieniać, heloł! Więc ja mówię temu człowiekowi (znów w osobie mojej), żeby poluzował wreszcie te poślady, poobijał się trochę, poscrollował sobie Pinteresta tak z godzinę, dwie, może siedem, a nie pięć minut (co też sobie surowo przykazał, gdy tylko wklepał adres w przeglądarkę), albo poszedł spać i wyspał się wreszcie za wszystkie czasy, choć ten jeden raz na miesiąc, bo po śmierci to się może jednak nie udać.

Takie życie, gdy ma się mnóstwo do roboty (i w dodatku większość to wcale nie obowiązki, ale pasje), jest strasznie fajne. Ja kocham wręcz ten tryb naspidowanego króliczka Duracella. Lubię działać i lubię pod koniec dnia być tak zmęczona, że zasypiam, jak tylko przytulę głowę do poduszki. I lubię sobie tak wieczorem przy kakałku czy herbatce pomyśleć, jak wiele tego dnia mi się udało zrobić. Ale czasem trzeba odpuścić. Serio, serio. Nie ma innego wyjścia, czasem trzeba sobie włączyć tryb "prokrastynacja". Tak dla własnego zdrowia psychicznego. I fizycznego właściwie też, bo ciągłe niedosypianie może zrobić człowiekowi bubę jednak.

Zatem see you, misie pysie, do przeczytania się za kilka dni. Fanpage będzie czynny, więc zapraszam.

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. jakoś przesadnie nie poodpoczywam, bo mam te dodatkowe zlecenia pozapracowe, ale przynajmniej będę jakoś się w miarę wysypiać, zawsze coś :D

      Usuń
  2. Ja bardzo lubię jak mam nawał pracy, obowiązków i w ogóle, ale wtedy mam więcej czasu. Kiedy jest więcej rzeczy do zrobienia czas jakby się wydłużał. W przeciwieństwie do tego, kiedy nie robię nic, wtedy on tak szybko mija, że aż mnie to dobija. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się ciągle uczę sztuki odpuszczania :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym być takim króliczkiem Duracella bo niestety bliżej mi do leżenia na kanapie i oglądania seriali chociaż ostatnio zdarza mi się latać jak nakręcona po domu- gotować, sprzątać i piec ale po całym dniu jestem padnięta i na następny dzień wracam do mojego trybu życia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie te Kindle wydają mi się coraz fajniejsze! Myślę, że w przyszłości się w taki zaopatrzę, a tymczasem - pozostaje mi pożyczanie! W sumie może w końcu zapiszę się do jakiejś biblioteki we Wrocławiu :D

    OdpowiedzUsuń