Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

wtorek, 1 kwietnia 2014

Don't grow up, it's a trap!

"Chcę do śmierci dzieckiem być, bawić się, beztrosko żyć, (...)
z naiwnością świat odkrywać, szczerym być, uczuć nie skrywać..."
(Bulbulators "Nie chcę dorastać")
Pamiętacie, gdy tak bardzo chcieliśmy być dorośli? A teraz wzdychamy z sentymentem za tamtymi czasami i śmiejemy się z własnej głupoty. Myśleliśmy, że będziemy mieć świat u swoich stóp, a tymczasem życie nie jest tak bardzo kolorowe, jak to się wydawało za bajtla i czasem jednak daje nam w kość...

Dzieci są w tak uroczy sposób naiwne, a jednak nie głupie (przynajmniej te, z którymi ja miałam i mam do czynienia). Po swojemu odkrywają świat (fajnie o tym napisała Mo), nadając mu swoje własne znaczenia i tworząc swoje własne legendy... A te ich zabawy, wariactwa, wygłupy! Kawałek papierka potrafi ich zająć (no dobra, nie wiem, jak teraz, ale za moich czasów tak było, pamiętacie historyjki z gum Donald albo samochody z gum Turbo?), a ze znalezienia czterolistnej koniczynki potrafią cieszyć się tak, jakbym ja cieszyła się z wygrania milionów monet. Dzieci po prostu mają swój własny świat. I w tym wieku to jest urocze. U dorosłego człowieka własny świat zaczyna być niepokojący i raczej bywa uznawany na objaw choroby psychicznej...

Nie lubię dzieci. Być może dlatego, że już nie do końca rozumiem ich świat... A może po prostu im zazdroszczę? Bo choć na ogół jestem szczęśliwym człowiekiem, to zdarza mi się zatęsknić za czasami dzieciństwa, gdy wszystko było takie proste. Gdy mogłam być sobą i co najwyżej dorośli śmiali się z moim wygłupów i moich "mądrości". Teraz Ci sami dorośli, a do tego jeszcze moi rówieśnicy, często patrzą na mnie z politowaniem, gdy usiłuję pielęgnować w sobie tego dzieciaka - czasem się powydurniam, powiem coś głupiego bez ładu i składu, plotę, co mi ślina na język przyniesie i nie przejmuję się, czy tak wypada... Kiedy zbudowałam sobie w pokoju fort z krzeseł, prześcieradeł i koców, podejrzewam, że pukali się w głowę. Nie żebym się jakoś szczególnie przejmowała i miało to wpływ na moje zachowanie, po prostu żal mi takich ludzi. Tłamszą swoje wewnętrzne dziecko, nie chcą dać mu odetchnąć. Są przecież dorośli, czyli poważni, z kijem w dupie znaczy. To straszne, że już nigdy nie kupią sami dla siebie jajka niespodzianki! Nie potrafię sobie tego wyobrazić!

A jak jest z Wami? Też tłamsicie dzieciaka, który w Was siedzi i krzyczy "wypuść mnie!", waląc piąstkami o podłogę? Czy może czasem dajecie mu wyjść, przewietrzyć się i zgorszyć tych z kijem w tyłku? Zachęcam do robienia głupstw, do zwyczajnego wydurniania się od czasu do czasu. Wyjdź z domu, tańcz na przystanku, śpiewaj w miejscach publicznych do taktu muzyki płynącej z twoich słuchawek, nie przejmuj się tym, że masz 2 różne skarpetki, buduj w domu forty i jedz jajka niespodzianki, kiedy tylko przyjdzie Ci na to ochota. Przecież każdy z nas zasługuje na urlop od bycia dorosłym! Życie nie jest tak w 100% na serio!


________________________

Podoba Ci się wpis? Polub mnie na Facebooku lub zaobserwuj na Bloglovin! 

5 komentarzy:

  1. Ja mam właściwie "kłopot" odwrotny - w sensie, jestem metrykalnie dorosła, a jednak masa moich mechanizmów, reakcji pozostało dziecięcych. Magiczne myślenie, ten własny świat, o którym piszesz.. . Niezmiennie potrafi mnie zająć jeden drobny szczegół czy przedmiot [kamień, faktura papieru, zapach etc.]. Jestem zawsze w "tu i teraz", więc mam absolutnie podkręcony odbiór. Jeśli się wściekam, to krótko, ale diablo; jeśli się cieszę, wszyscy muszą ze mną.Jeśli kto bliski wyjeżdża, to natychmiast tak bardzo, bardzo go nie ma! [Czekanie z poziomu tzw. dziecka naturalnego jest naprawdę upiorne, bo odnawia się ono w każdej minucie na nowo i w rezultacie nie ma niczego poza tym czekaniem]. I tak dalej. I co? Mam zawód artystyczny, gdzie wszystkie te cechy są absolutnie niezbędne. Nie mogłabym wyszukiwać nowych konstrukcji, połączeń, nie dostrzegając ich wszędzie i nie "napychając" się nimi do bólu. Świat jest pyszny. Nie zamieniłabym tego na praktyczne podejście, siermiężne podstawy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale mi wiele osób znajomych i nie znajomych też powtarza, że mam w sobie dużo dziecka. Ale nie infantylizmu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam w sobie gigantycznego dzieciaka!!! super post kochana!

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny post ! :D trzeba czasem tego"dzieciaka" z nas wypuścić, żebyśmy sobie odpoczęli od codzienności :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pracuję z dziećmi i każdego dnia mogę sobie pozwolić na 3-4godzinne uwolnienie jego. Niesamowity czas, gdy mogę biegać po ulicy udając królika lub żabę, krzyczeć " Ty go!" czy śmiać się głośno bez powodu, czasem krzyczeć, a czasem siedzieć na ziemi i rozmawiać. To dobre chwile na uwolnienie emocji, które sprawiają, że o wiele łatwiej jest odnaleźć się w dorosłym życiu. Ostatnio prowadziłam szkolenie z terapii kreatywnej. Uczestnicy musieli pozwolić uwolnić się swojemu dziecku i było przerażające jak trudno im to przychodziło. Niektórzy odchodzili mówiąc, że to przekracza ich granicę, inni płakali mówiąc, że to za dużo.. inni stawali bijąc się z myślali czy krzyczeć i wygłupiać się z nami czy zachować jak dorosły stojąc zdystansowanym i znudzonym. Przeraziło mnie to troszkę, przeraziło mnie dlaczego tak bardzo boimy się przyznać, że mamy w sobie dziecko i fajnie jest czasem pozwolić mu dać głos ;)

    OdpowiedzUsuń