Nie mam wymarzonej pracy (jeszcze!), nie zarabiam kokosów ani nie wygrałam na loterii. Nie mam chłopaka i wcale nie marzę o tym, żeby się zakochać (ba, wręcz tego nie chcę!). A mimo to ostatnie kilka miesięcy ciągle chodzę z uśmiechem na twarzy. Chyba odkryłam receptę na szczęście.
Spaceruję z koleżanką po rynku, palimy (bo czasem mi się zdarza) i plotkujemy, a ja masuję brzuch, do którego właśnie schowałam wielką tortillę i fryty. Jest ciepły letni wieczór i jest mi tak cudownie, tak błogo (nawet mimo tego, że czuję, że brzuszek mi zaraz wybuchnie od tej ilości jedzenia, jaką tam upchnęłam), że chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie.
Wysiadam z polskiego busa. Niewyspana i "połamana" po ośmiu godzinach nocnej jazdy w pozycji siedzącej. Wychodzę na gdański PKS, słońce mocno mi świeci w twarz, mimo, że jest dopiero 8, więc nasuwam na oczy ciemne okulary i uśmiecham się jak tylko najszerzej mogę. Jestem tu sama, ale to mi nie przeszkadza. Po prostu czuję się wariacko szczęśliwa.
Spaceruję z koleżanką po rynku, palimy (bo czasem mi się zdarza) i plotkujemy, a ja masuję brzuch, do którego właśnie schowałam wielką tortillę i fryty. Jest ciepły letni wieczór i jest mi tak cudownie, tak błogo (nawet mimo tego, że czuję, że brzuszek mi zaraz wybuchnie od tej ilości jedzenia, jaką tam upchnęłam), że chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie.
*
Wysiadam z polskiego busa. Niewyspana i "połamana" po ośmiu godzinach nocnej jazdy w pozycji siedzącej. Wychodzę na gdański PKS, słońce mocno mi świeci w twarz, mimo, że jest dopiero 8, więc nasuwam na oczy ciemne okulary i uśmiecham się jak tylko najszerzej mogę. Jestem tu sama, ale to mi nie przeszkadza. Po prostu czuję się wariacko szczęśliwa.
*
W jednej dłoni trzymam kufel z piwem, w drugie dzierżę mikrofon i okropnie fałszując, jak zwykle zresztą, bo głosu i wyczucia rytmu ni hu hu nie posiadam, wyśpiewuję "kto kotu pogoni kota" (Smerfne Hity!) na środowym karaoke w Bohemie. O dziwo, nikt w klubie się ze mnie nie śmieje, śmieję się za to ja, bo z tego typu kompromitowania się odczuwam ogromną radochę. I obiecuję sobie, że przynajmniej raz w miesiącu będę sobie tego typu rozrywkę fundować, bo uwielbiać śpiewać, mimo, że nie umiem, a karaoke to przecież super sprawa!
*
Wciskam "stop", koszulką wycieram pot z brzuszka i pleców, i schodzę z bieżni. Mimo, że po zejściu trochę mi się kręci w głowie (narzuciłam zbyt ostre tempo), uśmiecham się sama do siebie od ucha do ucha. 5 kilometrów w pół godziny - mój pierwszy bieg po dwumiesięcznej przerwie. Czuję się tak szczęśliwa jak dzieciak rozpakowujący prezenty spod choinki.
*
Czwarta rano, wracamy z imprezy. We Wrocławiu jest już jasno, ale miasto jest tak puste, jakby przeszła przez nie gromada zombie. Śmiejemy się z jakichś totalnych głupot, chociaż wcale nie jesteśmy pijani, i mimo, że pora do domu, o czym sygnalizuje moje rozdzierające ziewanie, wcale nie chce mi się tam wracać, bo tak mi dobrze w tym wybornym towarzystwie.
* * *
Rozumiesz?
Gdzieś przeczytałam taką sentencję "Pomiędzy porannym rozczesywaniem włosów a wieczornym szczotkowaniem zębów jest czas na cuda". To moje motto. Jestem jak dziecko, które odkrywa świat. Niewiele rzeczy traktuję jako pewnik, jako rutynę. Oto moja recepta na szczęście - radość nawet z najmniejszych pierdół, radość z przyjemnej codzienności, z drobiazgów i braku problemów (nie szukam sobie ich, więc omijają mnie bokiem!). Tak, to banał. Kolejny z tych, o których warto ciągle przypominać. To jest przecież takie proste, dlaczego ludzie o tym ciągle zapominają? Naprawdę polecam taki styl. Dobrze budzić się rano i uśmiechać do siebie w lustrze z myślą o tym, jaki ładny makijaż sobie zaraz zrobię albo jakie pyszne śniadanie za chwilę zjem. I równie fajnie jest zasypiać z uśmiechem spowodowanym myślą, że tyle fajnych rzeczy zdążyłam danego dnia zrobić.
PS. Naprawdę w głębokim poważaniu mam, że brzmię jak rzygająca tęczą na prawo i lewo optymistka. Nie mam czasu, żeby się takimi pierdołami przejmować, więc jeśli to właśnie chciałeś lub chciałaś mi napisać w komentarzu, to możesz sobie darować :)
________________________
Rzyganie tęczą jest spoko! Ja niestety za często tworzę problemy (ale walczę z tym!), ale zgadzam się z Tobą, że trzeba czerpać radochę z każdej drobnostki, to naprawdę upiększa życie!
OdpowiedzUsuńKochana jesteś super!! Nie ma czasu na przejmowanie się głupotami!!! Trzeba czerpać z życia pełnymi garściami!
OdpowiedzUsuńSzczęściem jest życie :D I trzeba umieć żyć dla siebie! Haha, też uwielbiam te uczucia jak wracać o 4 nad ranem, wyćwiczyć się czy po prostu wspaniale bawić!
OdpowiedzUsuńTa recepta na szczęście jest niezawodna :)
OdpowiedzUsuńPolecam Anka xd