Czujesz na sobie zachwycone spojrzenia, słyszysz pochwały, gratulacje. Doceniają Cię. Nieważne za co. Może za pracę, a może za to, że robisz coś naprawdę dobrze w czasie wolnym. Rozkoszujesz się tymi słowami zachwytu, zatapiasz się w aplauzie.
Tak przyjemnie być docenianym, prawda? Miło, gdy chwalą Cię za... w sumie za cokolwiek. To jest Twoja nagroda i Twoja motywacja. Wiesz, że dobrze robisz robotę... Wiesz? Czy poznajesz to tylko po tym, że inni Ci tak mówią? Czy naprawdę czujesz to, co robisz i starasz się przy tym - dla siebie? A może dla pochwał?
Proszę, nie zrozum mnie źle. W tym, że cieszysz się z bycia docenianym absolutnie nie ma nic złego. Super, że inni zauważają Twoje starania i świetnie, że Cię to motywuje do dalszego działania. Warto jednak zastanowić się, czy ni stąd ni zowąd te pochwały nie stały się jedynym motorem twojego działania. Czy wciąż cieszy Cię to, co robisz? Czy robisz to tak, jak uznajesz, że będzie najlepiej? A może jednak "pod publiczkę" - tak, jak myślisz, że inni od Ciebie tego oczekują? Tak, żeby tylko Cię znów pogłaskali po główce, rzucili ciasteczko i powiedzieli "dobry piesek"?
Życie dla aplauzu, jak to sobie ładnie nazwałam, nie jest wiele warte. Zaczyna się od tego, że naprawdę robisz robotę i dostajesz pochwały tak naprawdę za... bycie sobą i działanie w zgodzie ze sobą. Podoba Ci się to tak bardzo, że zaczynasz troszkę kombinować - jak by tu zrobić, żeby znów tak na mnie patrzyli, oczarowani, zachwyceni? I zamiast dalej w zgodzie ze sobą, zaczynasz grać pod czyjeś dyktando, próbujesz się dostosować do czyichś gustów, próbujesz znów coś dla siebie ugrać. I w końcu się gubisz. Nie ma już Ciebie, nie ma już satysfakcji z tego co robisz - nagle stajesz się nieco sfrustrowaną i strasznie nijaką osobą.
Oczywiście, są takie zawody i takie zainteresowania, które wymagają poklasku i tego nie przeskoczysz. Tak jest choćby z blogowaniem. No przecież co to za blog, którego nikt nie chce czytać? Pewnie, trzeba się dostosować, bo tu ten "aplauz" jest niezbędny. Ktoś musi Cię czytać, co wymaga zastanowienia się, o czym pisać, żeby było ciekawie, żeby przyciągnąć publiczność. Ale wciąż trzeba pamiętać, wciąż trzeba sobie od nowa uświadamiać, by nie robić tego kosztem siebie, by się w tym nie pogubić. Można trochę poeksperymentować, sprawdzić, jaki temat najlepiej Ci wychodzi, i jaki jest najbardziej (u Ciebie) poczytny, i znaleźć złoty środek. Czytelnicy, owszem, są ważni - liczy się ich zdanie, liczy się to, co chcą czytać... To jest wysoko w liście priorytetów blogera (pisałam o tym we wpisie Piszę pod publikę), ale na pierwszym miejscu i tak powinno być to, co Ty chcesz i możesz napisać.
Naprawdę własna satysfakcja to świetna sprawa i to ona powinna być priorytetem. Niech ona Cię motywuje jako pierwsza. Mówię Ci to jako blogerka, jako pracownik, jako DIY-kombinatorka. Jeśli robisz dobrze coś, co sprawia Ci frajdę, wkładasz w to serce i starasz się zrobić to jak najlepiej, by samemu być zadowolonym, to inni też to zauważą i Cię docenią. Taka powinna być kolejność w liście priorytetów i motywatorów - najpierw moje własne zadowolenie, potem zachwyt innych (no chyba, że robisz w branży, gdzie "klient nasz pan" to świętość nad świętościami). Gdy się na przykład bloguje, można to ładnie na przeanalizować - na przykład czytając swoje archiwalne teksty tak, jakby pisał je ktoś inny i dokonując oceny, a potem sprawdzając statystyki. U mnie zazwyczaj się to pokrywa pięknie - teksty, które uważam, że wyszły mi naprawdę dobrze, zbierają dużo wyświetleń, a te, które moim zdaniem, mogłabym napisać lepiej, przechodzą bez echa.
________________________
Masz rację, trzeba znaleźć sobie swoją niszę i w niej się rozwijać. Fajnie, że Twoją niszą jest m.in blog, którego bardzo fajnie rozwinęłaś. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmam tak jak napisałaś. juz nie ma dla mnie aplauzu :v
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst! Zawsze działanie w zgodzie ze sobą i własna satysfakcja powinna być na pierwszym miejscu, inaczej cała praca moim zdaniem nie ma sensu :)
OdpowiedzUsuńswietnie motywujesz<3
OdpowiedzUsuńAh, i tu przydałby Ci się aplauz właśnie. Sama się nie raz przyłapałam na tym, że robię coś, bo będę chwalona. Głupota, czysta głupota.
OdpowiedzUsuńFakt jest taki, że pochwały motywują i to nic złego, jeśli robimy coś, bo lubimy i dodatkowo gdzieś świta nam myśl "ktoś mnie pochwali, to będzie super miłe być docenionym", bo każdy lubi być docenianym a pochlebstwa motywują. Jednak gdzieś jest cienka granica, po przekroczeniu której zaczynamy robić coś tylko dla pochwał. W tym momencie nie cieszymy się z piątki z egzaminu, bo udało nam się wykuć i zaliczyć, a dlatego, że inni nas podziwiają "jak ci się udało?". Bardzo cienka granica, trzeba na nią uważać.
Takiego wpisu w takiej chwili potrzebuję!
OdpowiedzUsuńOstatnio, zwłaszcza w pracy, kombinuję: "jak postępować, żeby zyskać poklask", chociaż podświadomie wiem, że nie ma to najmniejszego sensu. Oczywiście istnieją pewne standardy układania towaru czy obsługi klienta, ale tak naprawdę każdy wypracowuje sobie własny styl.
Również hobbystycznie zamierzam wrócić do źródeł inspiracji i haftować/dziergać to, co mi w duszy gra.
Pozdrawiam :)