Kobieta powinna być piękna, seksowna, czarująca. Zadbana. Musi mieć lśniące zdrowe włosy, maskować wszelkie niedoskonałości cery, nie pokazywać się z owłosionymi nogami i tak dalej, i tak dalej... Taka jedna kobieta, a tyle obowiązków!
Jako kobieta czuję zewnętrzną presję, żeby zawsze wyglądać zachwycająco. Bo kobieta powinna przecież być piękna, seksowna, czarująca. Zadbana. Musi mieć lśniące zdrowe włosy, maskować wszelkie niedoskonałości cery, nie pokazywać się z owłosionymi nogami i tak dalej, i tak dalej... Taka jedna kobieta, a tyle obowiązków! Czy narzucanych społecznie czy przez reklamy - nie dbam o to! I w nosie te wszystkie powinności mam. Gdy nie chce mi się golić nóg, wychodzę z futrem (oczywiście, rzadko mi się to zdarza i robię to z lekkim zażenowaniem, ale jednak bywa!). Kiedy nie mam siły zwlec się rano z łóżka, w nieskończoność przestawiam drzemki, a potem w pracy rażę w oczy zupełnym brakiem makijażu. Jeśli budzę się totalnie pozbawiona energii, wciągam na tyłek przypadkowe, czasem nawet "babcine", gacie, a w ramach stylizacji chwytam wszystko, co mi wpadnie pod rękę i potem wyglądam, jakbym ubierała się po ciemku.
Ja wiem, że czasem naprawdę wygląda się, jakby chlało się całą noc i makijaż wydaje się jedynym słusznym wyborem, by nie straszyć ludzi. Wiem, że wszystkie koleżanki do pracy przychodzą w pełnym perfekcyjnym makijażu i głupio tak świecić nieumalowanym licem upstrzonym w dodatku krostami i worami spod oczu wiszącymi aż do kolan. Wiem też, jak przyjemnie czuje się idealnie wystylizowana i umalowana kobieta widząca, że przyciąga na ulicy zachwycone spojrzenia nie tylko płci przeciwnej. Ja to wszystko doskonale rozumiem...
Jednocześnie jednak wiem, że podstawa to czuć się dobrze w swojej skórze, akceptować siebie w całości. Smutne natomiast, gdy żyje się jedynie dla cudzych spojrzeń pełnych podziwu. To musi być okropnie frustrujące nie lubić patrzeć na siebie w lustrze, gdy jest totalnie nagim - bez grama make-up'u czy z włosami w nieładzie. To musi być okropnie frustrujące zmuszać się do nałożenia rano tapety, przygładzenia każdego odstającego włoska i dobrania ubrań, które ze sobą wzajemnie i z makijażem będą idealnie współgrać, nawet wtedy, gdy zupełnie nie ma się ochoty żyć. Ba, gdybym ja obudziła się bez siły do życia, mozolnie nakładanie makijażu (rysowanie idealnych kresek i brwi to misterna robota!) tylko by mnie rozsierdziło, a nie poprawiło mi humor.
Dlatego w pupie, nosie i innych otworach ciała mam stereotypy i presję, bym jako kobieta starała się zawsze dążyć do ideału, przede wszystkim tego powierzchownego. Jeśli mi się nie chce, to się do niczego nie zmuszam. Na tyle dobrze czuję się w swoim ciele i na tyle szanuję siebie, by działać ze sobą w zgodzie, by jeszcze samej na sobie nie wywierać jakiejś chorej presji i by sobie odpuścić, kiedy tego potrzebuję. Lubię siebie nawet w "babcinych" gaciach, bez makijażu i w wielkich swetrze, który zupełnie ukrywa moje kształty (a kobieta przecież powinna je eksponować, heloł!).
________________________
Takie sensowne podejście do samego siebie lubię!
OdpowiedzUsuńLubię ładnie wyglądać, ale żeby robić z tego cel życia, albo chociaż warunek zachowania godności, to nie za bardzo. Ostatnio pół Europy przejechałam w dresie i bez grama makijażu na twarzy, a jakoś Interpol mnie nie zatrzymał. Da się przeżyć bez eksponowania.
OdpowiedzUsuńNo i racja! Sama często chodzę bez makijażu i nie czuję się z tym źle. A jeśli danego dnia mam wyjść tylko do sklepu to głupia bym była jakbym nakładała tapetę... A w domu uwielbiam siedzieć w ciepłej zwykłej bluzie i na pełnym luzie. A kobiet, które malują się "po domu" serio nie rozumiem...
OdpowiedzUsuńJa do pracy stawiam na lekki makijaż. Podkład, tusz i róż!
OdpowiedzUsuńjest pewna cienka granica, z którą zaczyna być naprawdę źle. i to nie tylko u kobiety. mam na myśli np. wielką plamę na swetrze (nie chciało mi się prać, a w tym mi najwygodniej) czy włosy, które należało umyć już trzy dni temu (ale mam to w nosie, bo mi się nie chciało).
OdpowiedzUsuńOczywiscie, ale nie popadajmy w skrajnosci - higiena osobista to podstawa niepodlegajaca dyskusji...
UsuńTrafiłaś w sedno kochana! Ja kocham moje ciała, czemu więc miałabym się ukrywać? Między innymi dlatego nie retuszuję moich blogowych zdjęć, podejrzewam że gdybym to robiła to podobałabym się wszystkim bardziej, ale mam to w nosie i nie będę udawać kogoś kim nie jestem ;) No i proszę Cię - nie znam osoby, która naturalnie miałaby blur na twarzy ;)
OdpowiedzUsuńMądrze. Ja się tego dopiero uczę, ale jestem na dobrej drodze. Kiedyś nawet w naprawdę tragicznych [znaczenie słownikowe!] chwilach potrafiłam usilnie ubierać się doskonale, malować, używać tego całego szajsu jako tarczy - im więcej nieszczęść, tym więcej obron. Nazywałam to zawsze defiladą : wystawianie do świata wyłącznie "wersji towarzyskiej" pięknej, wesołej, odpornej. Po latach takich zachowań zostało ze mnie zbombardowane miasto i wtedy nastąpił krach. Trzeba było się zabrać za pozornie najprostsze przejawy, te zewnętrzne. Zaczynałam z szorstkiego miejsca, nie do życia. Reagowałam paniką na niszczące się ubrania. Nie mogłam wyjść z domu bez zegarka. Nie potrafiłam zasnąć, jeśli nie wiedziałam, gdzie każda z moich rzeczy się znajduje. Potrafiłam wstać nocą, bo pomyślałam o jakimś szalu i nagle musiałam sprawdzić, czy on na pewno jest na półce.. ? Im droższe, bardziej 'pożądane' i "obowiązkowe" były poprzyczepiane do mnie przedmioty [owszem, brzmi fatalnie], tym rozpaczliwiej się chwytałam pozorów, jakie one tworzyły / miały tworzyć. Bez tego wszystkiego byłam uszkodzona, goła, sama niedokładnie poznawałam, kim jestem właściwie i gdzie. Po trzech latach terapii umiem po części się nie przejmować. Potrafię już wyjść w - jak piszesz - babcinych gaciach, trampkach i z włosami drugi dzień "w użyciu". Na urlopie chodziłam bez makijażu. Kiedy jest mi smutno i nie mam chęci się socjalizować, pokazuję to na zewnątrz. O co w ogóle chodzi w mojej wypowiedzi? A o to, że wymienione przez Ciebie wymagania potrafią naprawdę dokładnie rozpieprzyć głowę. Ja byłam tych wymagań latami uczona, w nie wpychana, tresowana, bez tego wszystkiego nigdy niedostateczna. I naprawdę podziwiam ludzi, którzy czują się wystarczająco dobrzy, mądrzy i ładni dokładnie tacy, jacy są - w sensie nie muszą kreować tego i dodawać tamtego, a chować się za sramtym.
OdpowiedzUsuńӏ lіke the valuablе information you provide in your articles.
OdpowiedzUsuńI'll bookmark yoսг blog and cҺeck again here frequentlƴ.
I am quite sure I will learn lotѕ of new stuff right here!
Good luck for the next!
Feel free to surf to my webpage :: janpowersfarmersmarkets
"worami spod oczu wiszącymi aż do kolan" - umarlam ze smiechu za ten tekst! ;P
OdpowiedzUsuńZgadzam sie :] Ja tez nie zawsze mam ochote na makijaz czy codzienne mycie wlosow, golenie nog... badzmy naturalnie piekne! oczywiscie, ze lubie pieknie wygladac, ale nie jest to konieczne, jesli sytuacja nie wymaga.