Sokowirówka to sprawa iście zajebista! Nawet jak ją źle zmontujesz i trochę sama siebie zetrze (mode "chujowa pani dom" on). Można sobie w niej zrobić na przykład... sok (kilo marchewy to jest koszt jednej polskiej złotówki czy coś koło tego).
źródło zdjęcia: mój insta
Przez pewien okres czasu dzień w dzień do mojej pracy przyjeżdżał Pan Od Soczków. Piszę dużymi literami, bo tak go nazywałyśmy. To taki sam przydomek jak Obrzydliwy Grubas z "przyjaciół". W każdym razie jednodniowe soki to coś wspaniałego, więc zazwyczaj, dzień w dzień, kupowałam sobie soczek. Za 2,60 zł. Za 250 ml. No co za zdzierstwo. A to i tak nie jest zbyt wygórowana cena, bo w sklepach jednodniowe soki kosztują nawet więcej! Kiedy więc dowiedziałam się, że Konkubent posiada w domu sokowirówkę, natychmiast postanowiłam się do niego przeprowadzić (tak naprawdę to nie tylko z powodu sokowirówki, ale i małych kotków!) i nigdy go nie porzucać. Niby mogłabym sobie kupić swoją sokowirówkę, ale to za dużo zachodu z wybieraniem. Lepiej już zostać monogamistką i się przeprowadzić.
No, to właśnie była taka historia, trochę z dupy, na dziś.
A przechodząc już do meritum (mądre słowo!) - sokowirówka to sprawa iście zajebista! Nawet jak ją źle zmontujesz i trochę sama siebie zetrze (mode "chujowa pani dom" on). Można sobie w niej zrobić na przykład... sok (kilo marchewy to jest koszt jednej polskiej złotówki czy coś koło tego). I opić się nim zamiast wpierdalać na kolację tosty z serem (ja tak robię, znaczy piję sok, bo wyhodowałam sobie brzucho i Konkubent nawet nadał mu już imię). A jak się go zrobi tak dużo dużo, to można jeszcze schować do butelki (takie fajne można kupić w Nanu Nanie, ale można też po prostu kupić soczek w Biedzie za niecałą złotówkę, wypić i zostawić sobie butelkę), a butelkę do lodówki i na następny dzień wziąć do pracy i być obiektem zazdrości. A potem, jak już się tą zazdrość w ludziach narobi w nadmiarze, to można zebrać zamówienia i stworzyć swój własny mały biznesik. Tak mi tylko przyszło na myśl.
No, ale. Soki są, oczywiście, super-zajebistą sprawą, ale to nie jedyna rzecz, jaką sokowirówka może dla nas wymodzić. To jest supersprzęt zwłaszcza dla leniuchów. No bo jak już wrzucisz tam do środka te warzywa i te owoce, to potem, poza sokiem, masz już bardzo drobno posiekaną papkę, z której można zrobić całe mnóstwo pyszności. Na przykład takie kotlety z marchewy - świetna sprawa! A wyobraźcie sobie, że były dla mnie kompletną improwizacją.
No i teraz będzie przepis, tak na rach-ciach. Na szybko znaczy się.
Uwaga, przepis (składniki podkreśliłam, żeby było Wam łatwiej je wyłapać na początek): marchewkowe "wióry" (a jak nie masz sokowirówki, to sobie kup, a jak nie chcesz, bo gardzisz takim sprzęciwem, to po prostu trzyj tą marchewę na tarce, no trudno, albo zagoń do tego czasochłonnego zajęcia swojego chłopaka albo dziewczynę albo dziecko), mogą być z wiórami jabłkowymi i gruszkowymi albo w sumie każdymi innymi, zaraz po wyjęciu z nich większych niepociachanych kawałków i obierków, mieszasz z garścią pestek dyni (może też być słonecznik, siemię lniane, sezam i takie tam), dolewasz odrobinę wyciśniętego przed momentem soku, ale tylko trochę, dodajesz skrojoną w kostkę cebulę, przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku, dosypujesz nieco mąki (takie jedno spontaniczne sypnięcie powinno wystarczyć, chyba, że dasz za dużo soku, to wtedy więcej), ja daję kukurydzianą, a potem jeszcze przypraw (u mnie pomidorowa sól, pieprz, papryka słodka i ostra), mieszasz i formujesz kotlety, które obtaczasz w mące (u mnie tu znów kukurydziana), no i na koniec smażysz, i już. Szybkie i pyszne. Polecam ja, Aśka "Mortycja" Rzeźnik.
Dobra, to kotlety już mamy. Co tam jeszcze można zrobić z tej sokowirówkowej pulpy? Ano na przykład z marchewkowej - ciacho marchewkowe. Ponoć bardzo proste i pyszne i wegańskie, a musicie wiedzieć, że mówiła mi to koleżanka bardzo nieweganka, więc to nie żadna ściema. Można też dowalić trochę pomidorów i sobie sos boloński zrobić z marchwiowej pulpy (TU mój przepis) - ot do spaghetti czy lasagne. Albo zupę, np. z imbirem! Podobno pyszna, słyszałam na dzielni. Z jabłkowej natomiast można sobie wymodzić takie pyszne jabłka z kruszonką (w wersji wegańskiej trzeba zwykłe masło zamienić na masło wegańskie albo np. na awokado, tak sobie myślę) albo szarlotkę. Ponadto pulpy owocowe można blendować z tofu i odrobiną mleka (oczywiście, roślinnego!) na serek deserek albo krem do ciasta! Z pulp warzywnych z kolei można robić sosy, dorzucać je do ryżu z patelni albo zup-kremów. Ja widzę całe morze możliwości, a Wy?
________________________
Sokowirówke mam od tygodnia, wyciskam wszystko co się da:D żałuje, że dopiero teraz sie zmobilizowałam do zakupy bo sezon najlepszych owoców za nami, a także przed nami :)
OdpowiedzUsuńW lutym kupiłam wyciskacz do cytrusów- więc był szał na cytrusy, teraz szał na jabłka- mąż przytargała 13 kg :D i marchewkę.
:)
Jabłka tanie, marchewa też, to można szaleć! u mnie w lecie był szał na koktajle, więc mocno eksplorowałam blender, no i owocowy sezon wykorzystany, tak że NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ! :D
UsuńMACIUŚ! :P
OdpowiedzUsuńMam sokowirówkę Zelmera i używam non stop:) Uwielbiam takie świeże soki:) A najbardziej mieszankę: marchew,jabłko i pomarańcza
OdpowiedzUsuńTo ja koniecznie muszę sprawdzić czy moj nowy konkubent posiada takie cuś! :D
OdpowiedzUsuńJa sokowirówkę mam już od roku. Ciągle narzekam, że długo się ją myje! Chociaż czego się nie robi dla pysznych soków ;) podzielę się jedną cenną radą- warto włożyć worek do pojemniczka na odpadki, wtedy po skończonym wyciskaniu wyjmujemy woreczek i nie trzeba rękami babrać się w sokowirówkowej pulpie ;) (jeśli nie chcemy z niej nic ugotować oczywiście:)
OdpowiedzUsuńA przepis wytestuję jutro!
Gosia z odkryjodkryj.blogspot.com
Genialny pomysł :) dzięki :)
Usuńja ostatnio kupiłam sobie taki drewniany przyrządzik do torturowania pomarańczy i wyciskam sobie ręcznie z pomarańczy. Ale taki marchewkowy też jest zacny :)
OdpowiedzUsuń