Nawet nie wiem kiedy (tak naprawdę to wiem - wczoraj, tak tylko gadam, że nie wiem) minął miesiąc, odkąd podjęłam jedyną słuszną decyzję o przemeblowaniu swojego stylu życia. Tak więc zostałam weganką. I co mi z tego przyszło?
POCZĄTKI SĄ CIĘŻKIE
Jak pisałam, gdy dopiero co decyzję o przejściu na weganizm podjęłam, to nie jest łatwe, to nie jest takie hop siup. Wegańska propaganda (z moim mężem na czele) głosi, że to proste. Że niby skoro wiesz, że cel jest słuszny, to nie jest Ci żal. Bzdura! Jest żal i to mocno. Nagle nie możesz wejść do pierwszej lepszej kawiarni i zamówić sobie kawusię z mlekiem. Nagle nie możesz w ogóle iść do swojej ulubionej kawiarni na dotąd najlepszą mrożoną kawę! Patrzysz tęsknie na mleczko w tubce. Psioczysz, bo późnym wieczorem nie zamówisz sobie pizzy, chyba że bez sera, ale pizza bez sera jest przecież bez sensu jak mysz w piździe. Nie możesz już w trakcie pracy wyskoczyć do Żabki na szybkiego hot doga, a jak koleżanki w pracy jedzą takie smakołyki, to tylko przełykasz ślinę. Nie możesz sięgnąć po losowo wybrane czipsy, tylko musisz się upewniać, że nie ma w nich serwatki (i oleju palmowego*). I na dodatek musisz (w sumie niby nie musisz, ale ja odczuwam potrzebę edukowania społeczności) co chwila odpowiadać na pytania, czemu nie jesz mięsa, nabiału, jajek, miodu (TU pisałam o moich powodach). I na czym polega to, że kosmetyki nie są wegańskie (oczywiście, na tym samym, co z jedzeniem - skład! No i to, czy nie są testowane na zwierzakach, ale w UE obecnie jest zakaz testowania, tak że tutaj chill). O właśnie, bo przecież po przejściu na weganizm nie możesz ot tak wyskoczyć do drogerii i zrobić na szybko zakupów, chyba, że masz już zrobiony wcześniej dogłębny research, które pachnidła i mazidła są cruelty free. Weganizm to przecież nie tylko dieta, ale cały styl życia, więc nagle musisz sobie przemeblować cały system myślenia, solidnie pogłębić wiedzę i znaleźć czas, by na zakupach spędzić dziesięć razy więcej czasu, bo przecież trzeba czytać składy.
ALE POWOLI SIĘ PRZYZWYCZAJAM
Z czasem jednak staje się to coraz łatwiejsze (zwłaszcza, że ruskie pierogi z tofu z Najadaczy smakują identycznie jak te ze zwykłym białym serem, czyli yummy!). Godzisz się ze swoim losem człowieka empatycznego i szukasz nowych rozwiązań, takich, które nie będą tworzone na czyjejś krzywdzie. Znajdujesz nową ulubioną kawiarnię (Wrocławianom i Wrocławiankom szanownym polecam Kalaczakrę). Wyczajasz, jaki wegański ser dobrze smakuje na kanapkach (vege plastry), a jaki się ładnie topi na pizzy (violife), i gdzie takie coś w ogóle kupić (Wrocław: vege plastry w Epi, ser do pizzy w Świnkach Trzech). Przeglądasz internety i znajdujesz grupy wsparcia na fejsie, gdzie możesz zadać dowolne pytanie w temacie weganizmu i na pewno uzyskasz pomoc. W końcu przestaje Cię pociągać mleczko w tubce, a jego miejsce zastępują np. orzeszki w karmelu, omnomnom, i inne słodkości bez mleka i jajek w składzie (TU kilka wyczajonych przeze mnie). I wreszcie dowiadujesz się, gdzie w pobliżu domu kupić orzechowe chrupki, omnomnom, bez oleju palmowego*. Weganizm nie staje się łatwy z dnia na dzień, oczywiście. Ale małymi krokami człowiek zbliża się do tego etapu, o którym mówią ci piewcy bezbolesnego przejścia na weganizm - gdy staje się to łatwe, naturalne, gdy wchodzi w krew. Miesiąc to za mało, by do takiego etapu dojść, przynajmniej w moim przypadku (czasem tak bardzo pragnę jajeczny, a tofucznica, choć pyszna, to przecież zupełnie inna para kaloszy), ale czuję, że jestem na dobrej drodze. Z pewnością jest już o wiele wiele prościej niż w pierwszych dniach.
I ZACZYNAM ZAUWAŻAĆ KORZYSTNE ZMIANY
Oczywiście, wiadomo, że dieta ma wpływ to, jak się człowiek czuje i wygląda, jednak nie jestem pewna, czy zmiany, jakie zaobserwowałam są wynikiem przejścia na weganizm. Mam jednak taką nadzieję! Otóż pierwsze, co najbardziej zauważyłam i co mnie mocno zaskoczyło, to o wiele mniej bolesny okres. Pierwsze dwa dni zawsze były dla mnie okropną katorgą, którą przeżywałam chyba tylko dzięki Ketonalowi, a tym razem przeżyłam spokojnie bez prochów. Ból, owszem, jakiśtam był, ale taki do przeżycia na spokojnie. Druga sprawa to, jak mi się wydaje, brak problemów z cerą - strefa T już mi się nie przetłuszcza, może minimalnie, a policzki nie są, jak zazwyczaj, a zwłaszcza, w jesienno-zimowych okresach, wysuszone. Prócz oliwki w żelu raz na jakiś czas nie używam żadnego kosmetyku do papy, a jak dotąd musiałam mocno dbać o nawilżenie skóry twarzy. No i trzecia fajna rzecz - wydaje mi się, że polepszyło się trochę moim włosom, a mianowicie - nie wypadają mi już garściami, z czym jeszcze do niedawna miałam problem. Ba, wypadają w baaardzo małej ilości, tak że duży progres.
* co do oleju palmowego - odstawiłam go może z tydzień temu, może trochę wcześniej - w końcu stawiłam czoła prawdzie - to nie jest produkt wegański (co więc - jest dosyć niezdrowy, mówiąc delikatnie), ale o tym, jeśli jeszcze nie wiecie, napiszę innym razem.
________________________
podziwiam szczerze i przyznam się, że po przeczytaniu korzyści sama zaczęłam się zastanawiać nad taką zmianą, bo i tak mleka nie tykam. ;) tylko za jajkami bym tęskniła, ale dla takich korzyści (zwłaszcza lepsza cera, bo ostatnio zaczyna mnie przerażać) chyba poczytam o tym więcej. zaintrygowałaś mnie, przyznaję się. ;) zobaczymy czy dalej coś z tej ciekawości wyjdzie. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Madusia, powód masz cholernie dobry!
UsuńW tym wypadku moim zdaniem intencje nie są tak ważne jak efekt, niech sobie ktoś nawet będzie weganinem, bo to modne, byleby zwierzęta nie cierpiały i będzie git :)
UsuńJa weganką jestem pół roku. Pysk jak z okładki Vouge, włosy rosną jak szalone, okresu nie odczuwam prawie wcale- i co najważniejsze- zniknęły moje problemy z łbem (a chorowałam na główkę dość poważnie) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBrawo! :*
OdpowiedzUsuńJa byłam wege pół roku i przeszłam na weganizm ;) było to z półtora roku temu, więc nie tak dawno. Zaliczyłam trochę wpadek z niewiedzy, ale nie odczuwałam tej zmiany jak wyrzeczenie, tylko uwolnienie ;) i może jest trochę trudności po drodze, ale ludzie, mamy Internet,w którym można znaleźć nawet przepis na wegańskie jajka na twardo czy bezę :D
OdpowiedzUsuńMożna pic przecież kawę z mlekiem sojowym - w tych lepszych kawiarniach można taką dostać. A i samo mleko można kupić już teraz niemal wszędzie. Ja taką 100% weganką nie jestem jeszcze, bo chociażby wcinam jeszcze jajka i czasem pizzę z serem, ale sporo zmian w zdrowiu zauważyłam po odstawieniu mięsa, mleka i paru innych rzeczy. Tak więc rzeczywiście dieta to podstawa.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, ze bylam bardzo ciekawa tego wpisu, ponieważ sama niedawno przeszłam na weganizm. Natomiast twój wpis i tutaj cytuję "późnym wieczorem nie zamówisz sobie pizzy, chyba że bez sera, ale pizza bez sera jest przecież bez sensu jak mysz w piździe." po prostu mnie załamał.
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, ale wg mnie jeszcze dużo pracy przed Tobą-Twoj styl pisania.
Ojej, bo używam brzydkich słów, a to takie niepoprawne politycznie? :(
Usuńmnie za to "mysz w piździe" urzekła <3
UsuńM.Ortycja, bądź sobą - nie musisz podobać się każdemu ;)
Usuńdla spokoju sumienia i moralności (innych oczywiście) w wyszukiwaniu bloga zaznacz, że wstęp jest dla osób 18+
w każdym razie ja będę tu zaglądać
pozdrawiam! :)
Wege jestem od 6 lat, a wegan miałam zostać od października i nie wyszło... trochę mnie zmotywowałaś, więc może pomimo tego całego trudu jaki będę musiała w to włożyć, uda mi się ogarnąć do końca roku ;)
OdpowiedzUsuńKalaczakra <3
słuchaj, ja na wegetarianizm przeszłam zaledwie pół roku temu, więc jak mi się z weganizmem udało, to i Tobie się uda! Trzymam kciuki! A u mnie na blogu będą wpisu o tym, jak sobie ułatwić życie będąc początkującym weganinem, więc stay tunned :)
Usuńbrawo :) ja od kilku lat się zbieram i zawsze z zazdrością i podziwem czytam i słucham ludzi o tym jak przeszli na weganizm. dla mnie najtrudniejsze to chyba ten żółtty ser i czekoladki...trzymam kciuki bys przetrwała te najgorsze 'chcice';)
OdpowiedzUsuńi ser i czekoladki są w wersji vegan, więc nic, tylko przechodzić na weganizm ;)
UsuńOo już wiem, gdzie kupić we Wro ser wegański na pizzę, dzięki! Z serem na pizzy najgorzej niestety. Już nawet mleka krowiego nie piję, jajka mnie zawsze obrzydzały, więc bez problemu ich nie jem, ale ta pizza... :D Muszę iść do Świnek Trzech :)
OdpowiedzUsuńa polecam się na przyszłość :) mam zresztą w planach wpis o takich miejscach dla wegan we Wrocławiu, więc zapraszam do obserwowania bloga! :)
UsuńWege jestem z drobnymi wahaniami od ponad 2 lat, do weganizmu miałam kilka podejść, ostatnie udane ;) czuję się o wiele lepiej, lżej. Nie mam zachcianek na słodycze (przekąszę coś 2x tydzień a wcześniej żarłam tony słodkiego syfu codziennie), mam naprawdę niezłą cerę, lepszy nastrój, motywację co ćwiczeń etc. Mniej kupuję bo jest mniejszy wybór m.in. kosmetyków cruelty-free, nawet tu, w UK. Same plusy :D ach, zapomniałabym - jest mi dużo cieplej, mamy w końcu listopad a ja pomykam w rozpiętej kurtce :D pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tymi słodyczami. Nie jestem wege i też nie mam zachcianek na słodycze, co więcej - 2xtydzień to dla mnie często. Kiedyś też jadłam tony, ale ograniczenie węglowodanów mi pomogło. Nie łączyłabym tego z wege - po prostu jak człowiek je bardziej wartościowo, to tak ma.
UsuńLil
Może w Twoim wypadku, u mnie nabiał wzmaga zachcianki na słodkie. Teraz po prostu zamiast dwóch tabliczek czeko jem garść świeżych daktyli :) i dużo kasz, ziemniaków, właściwie moja dieta jest głównie wysoko-węglowodanowa, dzięki czemu mam dużo więcej energii niż wcześniej. Co do zależności nabiał + zwiększony apatyt - polecam poczytać trochę o kazomorfinie :) http://yumuniverse.com/addiction-to-cheese-is-real-thanks-to-casomorphins/, która sprawia, że cielaczek łaknie więcej mleka matki. Nie jestem cielaczkiem i to uzależnienie mi nie służy,
UsuńNiestety to że w UE jest zakaz testowania nie oznacza to że kosmetyki są cruelty free. Każda firma która ma swoje punkty w innych krajach ( jeżeli w chinach, to na stówę ) jest testowana. Widziałam na twoim blogu kilka kosmetykow ( możliwe że były one kupione przed metamorfoza wiec sie nie czepiam ) ktore zdecydowanie nie sa cruelty free. Oczywiscie nie hejtuje, a raczej ubolewam razem z Tobą bo nie wiem jak ty ale ja naprawde nie moge znaleść nic cruelty free, w pewnym stopniu już prawie całkowicie zrezygnowałam z makijazu a włosy farbuje henną, bo kosmetyki cruelty free zwykle trzeba kupować z zza granicy za majątek :(
OdpowiedzUsuńtak naprawdę to każdy półprodukt by kiedyś testowany, no niestety... ja odkąd przeszłam na weganizm nie kupiłam żadnych kosmetyków prócz żelu pod prysznic, pasty do zębów i kremu do rąk... używam jeszcze tych kosmetyków, które mi zostały z czasów niewegańskich, ale jak się skończą, to będzie potrzebny mega research! poza tym mam ochotę zrobić sobie taki eksperyment, że przez miesiąc będę korzystała jedynie z kosmetyków (te do mycia + pielęgnacyjne) 100% naturalnych, które sama zrobię (zamiast kremu do twarzy np. już używam jedynie oleju lnianego). a co do dostępności kosmetyków cruelty free - jest przecież himalaya, jest urtekram... pewnie jeszcze kilka innych się znajdzie. pewnie, że to nie są supertanie rzeczy, ale wydaje mi się, że nie są też dostępne cenowo jedynie dla tych, co mają miliony monet...
Usuńorzeszki w karmelu - miód w składzie !
OdpowiedzUsuńnieprawda, sam cukier i orzechy
Usuń