Zawsze, gdy słyszę pytanie "co na to twoja mama?", cofam się w w wyobraźni do czasów mojego dzieciństwa, gdy coś nabroiłam i musiałam zmierzyć się z rodzicami - przyznać się lub po prostu wytłumaczyć motywy swojego postępowania.
Na początek chciałam tylko przypomnieć, że mam 25 lat, od ponad 9-ciu nie mieszkam z rodzicami, a od przeszło 6-ciu sama się utrzymuję. A teraz historia właściwa. Gdy przyszłam do pracy z nowym (kolejnym, wcale nie pierwszym!) tatuażem, moja kierowniczka najpierw okazała zdziwienie.
Na początek chciałam tylko przypomnieć, że mam 25 lat, od ponad 9-ciu nie mieszkam z rodzicami, a od przeszło 6-ciu sama się utrzymuję. A teraz historia właściwa. Gdy przyszłam do pracy z nowym (kolejnym, wcale nie pierwszym!) tatuażem, moja kierowniczka najpierw okazała zdziwienie.
- Czemu ma Pani ramię owinięte folią?
- Bo mam nowy tatuaż.
- TATUAŻ?! A CO PANI MAMA NA TO POWIEDZIAŁA?!* (ogółem szok niedowierzanie i nieme wyrazy współczucia dla mej Rodzicielki)
Aż chciałoby się odpowiedzieć "troszkę krzyczała, potem dała mi szlaban na wychodzenie z domu i jedzenie słodyczy, a na koniec kazała stać mi w kącie", ale dopiero teraz ta riposta przychodzi mi do głowy tak łatwo (jak zawsze po czasie). Wtedy mnie po prostu wmurowało w ziemię i byłam zdziwiona chyba bardziej niż pani kierownik moim tatuażem. W każdym razie cała historia skończyła się tak, że po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, kierowniczka stwierdziła, że gdyby była moją mamą, to dałaby mi lanie!!!
Co dziwne, to nie jest jedyna sytuacja w moim dorosłym życiu, gdy ktoś zupełnie poważne pyta mnie o reakcję mojej mamy czy w ogóle rodziców na coś, co zrobiłam czy co mi się przytrafiło. Ostatnie, jakie pamiętam, to "a co twoi rodzice na różnicę wieku (13 lat) w twoim związku? Mówili coś?"... Hm, pomyślmy. Jestem ich dzieckiem, jestem dla nich ważna, interesuje ich, co dzieje się w moim życiu i chcą dla mnie jak najlepiej, więc... No tak, coś tam mówili. Nie było to co prawda nic negatywnego, nie były to żadne wyrzuty, ale nawet jeśli by były, to... co z tego? Co to ma za znaczenie? Rzecz jasna, kocham ich i to nie tak, że mam gdzieś ich zdanie. Po prostu wysłucham ich, może podyskutuję, może sobie zostawię do przemyślenia ich zdanie, ale... koniec końców jestem dorosła i tak czy siak zrobię po swojemu. To przecież moje życie. To mi ma się przede wszystkim podobać i to mi ma być w nim dobrze. Rodziców mogę najwyżej uspokoić, że nie dzieje się nic niepokojącego; nic, z czym bym sobie nie poradziła.
Zawsze, gdy słyszę pytanie "co na to twoja mama?" (bo właśnie zaskakujące jest to, że zazwyczaj chodzi o mamę, o jej zdanie, a nie o oboje rodziców), cofam się w w wyobraźni do czasów mojego dzieciństwa, gdy coś nabroiłam i musiałam zmierzyć się z rodzicami - przyznać się lub po prostu wytłumaczyć motywy swojego postępowania. Albo jak chciałam poprosić mamę o coś, na co bałam się, że się nie zgodzi (no nie wiem, nocowanie u koleżanki, przedłużenie "godziny policyjnej"?)... A potem koleżanki z lekkim przestrachem zadawały mi to pytanie. Z obawą, jaką usłyszą odpowiedź, pytały "i co powiedziała twoja mama?". Wiadomo, to rodzicielka wtedy (jako przedstawicielka obojga rodziców) była najważniejsza - to ona decydowała o dziecięcym być albo nie być. Ale już tak nie jest.
Jestem dużą dziewczynką i z mamą raczej rozmawiam, raczej oznajmiam jej swoje decyzje czy po prostu pokazuje ich efekty (jak na przykład ten właśnie tatuaż, nowy kolor włosów albo nowego chłopaka). Bywa, że pytam ją o zdanie, gdy nie wiem, co zrobić, ale jedynie biorę pod uwagę jej pogląd na sytuację, a nie podporządkowuję się temu, co mi powie. Oczywiście, czasem obawiam się jej reakcji, jak wtedy, gdy powiedziałam, że rzucam studia (a bałam się, bo wiedziałam, że poświęci dużo czasu, żeby mnie przekonać do zmiany decyzji i że to będą strasznie męczące rozmowy), no, ale nie zmienia to faktu, że nie jestem już dzieckiem i zdanie mamy nie jest epicentrum mojego życia.
I proszę to sobie zapamiętać! O, i jeszcze wpis od drugiej strony - prawo matki - można sobie poczytać. Mamusie zwłaszcza!
* a tak poważnie, żeby zaspokoić Waszą ciekawość - jak w końcu Rodzicielka zobaczyła moją Alę (nie, żebym ukrywała, po prostu rzadko się widujemy), to najpierw zapytała, czy nie mogłam zrobić sobie zmywalnej kalkomanii, a potem stwierdziła, że tatuaż okropny, czyli w sumie nic nowego, bo dla Rodzicielki wszystkie (nie tylko moje!) tatuaże są be.
Co dziwne, to nie jest jedyna sytuacja w moim dorosłym życiu, gdy ktoś zupełnie poważne pyta mnie o reakcję mojej mamy czy w ogóle rodziców na coś, co zrobiłam czy co mi się przytrafiło. Ostatnie, jakie pamiętam, to "a co twoi rodzice na różnicę wieku (13 lat) w twoim związku? Mówili coś?"... Hm, pomyślmy. Jestem ich dzieckiem, jestem dla nich ważna, interesuje ich, co dzieje się w moim życiu i chcą dla mnie jak najlepiej, więc... No tak, coś tam mówili. Nie było to co prawda nic negatywnego, nie były to żadne wyrzuty, ale nawet jeśli by były, to... co z tego? Co to ma za znaczenie? Rzecz jasna, kocham ich i to nie tak, że mam gdzieś ich zdanie. Po prostu wysłucham ich, może podyskutuję, może sobie zostawię do przemyślenia ich zdanie, ale... koniec końców jestem dorosła i tak czy siak zrobię po swojemu. To przecież moje życie. To mi ma się przede wszystkim podobać i to mi ma być w nim dobrze. Rodziców mogę najwyżej uspokoić, że nie dzieje się nic niepokojącego; nic, z czym bym sobie nie poradziła.
Zawsze, gdy słyszę pytanie "co na to twoja mama?" (bo właśnie zaskakujące jest to, że zazwyczaj chodzi o mamę, o jej zdanie, a nie o oboje rodziców), cofam się w w wyobraźni do czasów mojego dzieciństwa, gdy coś nabroiłam i musiałam zmierzyć się z rodzicami - przyznać się lub po prostu wytłumaczyć motywy swojego postępowania. Albo jak chciałam poprosić mamę o coś, na co bałam się, że się nie zgodzi (no nie wiem, nocowanie u koleżanki, przedłużenie "godziny policyjnej"?)... A potem koleżanki z lekkim przestrachem zadawały mi to pytanie. Z obawą, jaką usłyszą odpowiedź, pytały "i co powiedziała twoja mama?". Wiadomo, to rodzicielka wtedy (jako przedstawicielka obojga rodziców) była najważniejsza - to ona decydowała o dziecięcym być albo nie być. Ale już tak nie jest.
Jestem dużą dziewczynką i z mamą raczej rozmawiam, raczej oznajmiam jej swoje decyzje czy po prostu pokazuje ich efekty (jak na przykład ten właśnie tatuaż, nowy kolor włosów albo nowego chłopaka). Bywa, że pytam ją o zdanie, gdy nie wiem, co zrobić, ale jedynie biorę pod uwagę jej pogląd na sytuację, a nie podporządkowuję się temu, co mi powie. Oczywiście, czasem obawiam się jej reakcji, jak wtedy, gdy powiedziałam, że rzucam studia (a bałam się, bo wiedziałam, że poświęci dużo czasu, żeby mnie przekonać do zmiany decyzji i że to będą strasznie męczące rozmowy), no, ale nie zmienia to faktu, że nie jestem już dzieckiem i zdanie mamy nie jest epicentrum mojego życia.
I proszę to sobie zapamiętać! O, i jeszcze wpis od drugiej strony - prawo matki - można sobie poczytać. Mamusie zwłaszcza!
Czy od przejścia na weganizm korzysta Pani z usług tautaora, który pracuje na wegańskich tuszach?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Tak, z tego co się zorientowałam, tusze eternal i intenz są wegańskie
UsuńCóż, mamy społeczeństwo jakie mamy i nic na to już chyba się nie poradzi. Dobrze, że masz do takich tekstów zdrowe podejście:)
OdpowiedzUsuńA ciekawe co mama kierowniczki jej mówi na jakieś jej "wybryki" ;p
OdpowiedzUsuńRozbawiła mnie cała ta sytuacja, bo mam dopiero 18 lat a rodzice już mnie uczą, że jestem za siebie sama odpowiedzialna i to jak sobie i co sobie zrobię, to moja sprawa. Najwyżej pogadają, pomarudzą aż w końcu przejdzie.
Może kierowniczka nie ma dzieci(a chciałaby) albo ma małe dzieci i jej się wydaje że mama zawsze jest epicentrum i wyrocznią? hmm
kierowniczka ma i dzieci (albo dziecko? nie wiem) i nawet wnuka, zaraz przechodzi na emeryturę, więc to takie starsze pokolenie... rozumiem, że tatuaże mogą jej się negatywnie kojarzyć, jak to starszym ludziom, no, ale w pracy bądźmy profesjonalni!
Usuńto wcale nie jest takie dziwne ani nie spotyka, że dorosłe dzieci boją się reakcji matki. np. moja koleżanka z liceum przez lata kryła się przed matką z tym, że pali papierosy. chociaż jej matka też pali, a ona już była pełnoletnia. trochę nam się kontakt urwał, bo się przeprowadziłam, ale czasami zastanawiam się, czy dalej udaje przed mamą że nie pali.
OdpowiedzUsuńale znam tez jeszcze lepszą historię. jak bardzo dorosła kobieta, pewnie w wieku Twojej kierowniczki, kryje się przed mamą jak kupi nowe buty. bo ma już dużo i mama na nią krzyczy, że kolejne kupiła ;)
To, że takie sytuacje się zdarzają, nie znaczy, że to nie jest dziwne. Jest! No, cholera, jesteśmy dorosłymi ludźmi! Ale przypomniałaś mi o moim byłym, który krył przed rodzicami swoje tatuaże - jak jechał do nich na święta, to specjalnie brał piżamę z długim rękawem i długimi spodniami, żeby się nie dowiedzieli, a chłopa miał dwadzieścia-kilka lat (podejrzewam, że dalej się z dziarkami ukrywa) :D
Usuń