Dziewczyny mówią:
- jak zaczęliśmy się spotykać było inaczej, dlaczego to się zmieniło?
- na początku on tak się starał, tak o mnie zabiegał, a teraz...
- kiedyś on zawsze był taki zadbany, kulturalny, szarmancki, a dziś... ciągle po domu łazi w dresach, rzuca skarpetami i głośno beka bez żadnej krępacji!
Ogólnie: marudzą. Nie, nie marudzą. Zrzędzą! Zrzędzą, że ich związek się zmienił, że na początku było zupełnie inaczej, że nie tego się spodziewały. Cholera, oczywiście, że na początku było inaczej! Ale to se ne vrati. I wiecie co? I bardzo dobrze! Ja tu nie widzę żadnego powodu do lamentu.
Związki, w ogóle wszelkie relacje międzyludzkie mają to do siebie, że ewoluują. Czas mija i one z jego upływem się zmieniają. To przecież normalne. Przypomnij sobie na przykład pierwszy dzień w nowej pracy - siedziałaś jak trusia i nieufnie rozglądałaś się dookoła. Nie brałaś udziału w rozmowie współpracowników albo tylko czasem coś zupełnie neutralnie wtrąciłaś. A dziś? Dziś w swoim towarzystwie nie wstydzicie i nie boicie się szpetnie zakląć, opowiedzieć świńskiego kawału czy kazać sobie nawzajem spadać, gdy macie gorszy dzień. Czy zrzędzicie, że na początku było inaczej? No nie, raczej się z tego śmiejecie (przynajmniej ja tak robię z dziewczynami z mojej pracy, gdy mi któraś wypomni, jaką cichą szarą myszką byłam, gdy tu przyszłam).
Analogicznie jest ze związkiem. Czy wyobrażasz sobie, żebyś po wielu miesiącach czy latach bycia razem ze swoim partnerem wciąż miała się czaić, czy zadzwoni, ekscytowała każdym sms-em, non stop paradowała w pełnym makijażu, ułożonych włosach i starannie dobranych ciuszkach? Czy wyobrażasz sobie, że po dłuższym czasie nadal wstydziłabyś się tego, że zdarzyło Ci się głośno beknąć? I takie przykłady można mnożyć i mnożyć. Serio wyobrażasz sobie, że mogłabyś być w związku, w którym non stop wszystko by wyglądało tak jak na samym początku? Bo ja nie. To przecież byłaby jakaś okropna farsa - taki odtwarzany ciągle i ciągle happy end z komedii romantycznej, gdzie żyjecie długo i szczęśliwie pośród wspólnego rzygania tęczą. Sorry, nie na tym polega życie w związku. Jeśli uważasz inaczej, to albo masz 12 lat i marzysz o księciu z bajki i swoim pierwszym pocałunku albo nigdy nie byłaś w poważnym związku.
To jest przecież piękne, że związek ewoluuje, rozwija się, dojrzewa. Nie rozumiem, jak komuś może nie podobać się to, że z biegiem czasu partner czuje się przy nim coraz swobodniej (czego oznaką jest właśnie np. chodzenie w dresach po domu czy brak presji, by mieć zawsze ogolone nogi albo pełną tapetę na facjacie). Przecież jednym z efektów tego poczucia swobody jest to, że możecie porozmawiać właściwie o wszystkim. Nie rozumiem też, jak można pragnąć ciągłych zapewnień o ogromie miłości partnera. Na początku - okej, to jest nowość w tej relacji, ale po jakimś dłuższym czasie? Boooring! Może przez to, że jestem pewnym siebie podobno narcyzem po prostu nie wyobrażam sobie już (no przyznaję, że kiedyś tak było, shame on me), by smarkać przyjaciółce w rękaw, że mój facet nie zapewnia mnie codziennie o tym, jak bardzo mnie kocha i wielbi pod niebiosa. Jasne, że miło wciąż raz na jakiś czas słyszeć takie wyznania z ust partnera, gdy związek ma już długi staż, ale, Chrystefanie, nadmiar cukru szkodzi! Czy serio potrafiłabyś bez chlustania dookoła własnymi wymiocinami znieść pięć lat (no, niech będzie nawet rok!) słuchania dzień w dzień, że Cię twój misio kocha? Dobra, nad czym jeszcze płaczesz? Że rzuca skarpetami, a kiedyś nie rzucał? Może się wstydził, a teraz się wyluzował. W czym problem? Też rzucaj! Potem zawsze mozna pozbierać po drodze, to nie jest wielki wysiłek. A mówię Ci, jaka to frajda (rzucanie, a nie zbieranie po drodze)! Ja nawet wprowadziłam element rywalizacji do mojego związku i robimy zawody pt. rzut skarpetą w dal. Co tam jeszcze macie facetom za złe, że się pozmieniało? Dawajcie!
Otrzył łzy, dziewczyno, naprawdę nie ma nad czym płakać i nie ma na co zrzędzić. Jeśli masz fajny związek, w którym uwiera Cię jedynie to, że się trochę pozmieniało, to powiadam Ci - ogarnij się! Poza tym jeszcze zawsze zostaje Ci szczera rozmowa z twym lubym. Jak coś nie pasi, to zawsze jest najlepsze wyjście. Polecam!
No i czysta prawda! Poza tym związek ze stażem, wyluzowaniem się i odkrywaniem jest często bardziej emocjonujący od nieśmiałych, pierwszych podchodów. Całkowicie się pod tym podpisuję!
OdpowiedzUsuńodkąd mamy małego szczeniaczka już nie rzuca ;) ani skarpetkami ani żadną inną częścią garderoby. polecam.
OdpowiedzUsuńAnia, słuchaj, my mamy 5 (PIĘĆ!!!) małych kotków, Konkubentowi to w niczym nie przeszkadza (a maluchy mają frajdę, bo one uwielbiają skarpety po mieszkaniu targać, nawet z kosza na pranie wyciagają!), ale mi w sumie też, co ja się będę o skarpetki denerwować, mam lepsze powody :D
Usuńale mój szczeniaczek te skarpety nie tylko ciąga po mieszkaniu, ale po prostu rozgryza na strzępy. w ciągu kilku minut potrafi zamienić dobrą skarpetkę w dziurawą szmatę.
UsuńA to psotnik :D
UsuńSuper post...uświadomił mi tyle błachych rzeczy ...:)
OdpowiedzUsuńsama prawda ;)
OdpowiedzUsuńJa właśnie nie cierpię tych "początków". Wtedy jest masa nowych danych do zbierania, stres, bo się nie nauczyło jeszcze swojego partnera "czytać", nie zna się jego reakcji, upodobań, on nie zna moich, wszystko trzeba omawiać, wyjaśniać. Wolę, jak już jest swojsko i dobrze,podstawy przy- i oswojone. Jeśli chodzi o ciuchy, lubię zawsze wyglądać elegancko [podkreślam - lubię, czyli nie cierpię, robiąc to], ale nie wyobrażam sobie, żeby partner krzywił się na widok mej facjaty saute. Jakby się krzywił, toby nie kochał. I jeszcze odnośnie wyznań miłości- można to robić całkiem nierzygliwie, po prostu okazując czułość [w również nierzygliwy, nieulepkowy sposób]. Tradycyjne "kocham cię" nie doprowadza do wymiotów. Rozróżnijmy rzędy buziaczków w esemesikach od codzienności. Ale gerenalnie się zgadzam z tym postem, fajnie napisałaś.
OdpowiedzUsuńJa też nie przepadam za początkami i tym docieraniem się. A co do "kocham Cię", to ja wiem, że samo wyznanie jest nierzygliwe, ale jak mówię - co za dużo to nie zdrowo, po prostu po jakimś dłuższym stażu związku to chyba byłoby dla mnie naprawdę dziwne, jakbyśmy nadal codziennie zapewniali się o swym uczuciu. Oczywiście, miłość można okazywać na wiele różnych sposobów, nie tylko przez słowa, i właśnie za tym jestem, żeby swoim zachowaniem, traktowaniem drugiej osoby pokazywać, że się ją kocha.
UsuńNajważniejsze jest to, aby ta relacja nie stała w miejscu. Żeby był progres. I żeby było tylko lepiej i lepiej.
OdpowiedzUsuńNo dokładnie.
Usuńha ha,rzut w dal skarpetą najlepszy ! :)
OdpowiedzUsuńpolecam! :D
Usuń