Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

sobota, 4 kwietnia 2015

FUCK OFF, GRAMMAR NAZI!


23 komentarze:

  1. Jestem dość wrażliwa na błędy językowe, ale uważam za nietakt poprawianie każdego, kiedy źle coś powie. Po prostu byłoby mi głupio. Jedynymi osobami, którym zwracam uwagę na błędy, jakie popełnią, są moi najbliżsi - chłopak, przyjaciółka czy np. rodzice. Wiem, że się nie obrażą ani nie sprawię im tym przykrości, a to, że ich poprawiam, wynika nie z tego, że chcę się dowartościować czy pochwalić, lecz z tego, że po prostu chciałabym, aby potrafili się ładnie wypowiedzieć w swoim ojczystym języku :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakim sensie wrażliwa? Że je po prostu zauważasz zawsze czy, że tak Cię drażnią?
      Ja poprawiam czasami Zuzę, bo wiem, że w szkole na poprawność dużą uwagę się zwraca, ale np. Jacka staram się nie poprawiać, bo po cholerę? Chyba, że on zacznie mnie uporczywie poprawiać, to wtedy te mu jakieś błędy wypominam, ale to już wtedy tak typowo po złości :D

      Usuń
    2. To ja się wypowiem z pozycji osoby "poprawianej" przez bliskich :) Kompletnie nie przeszkadza mi jak mnie poprawiają (nawet jeśli jest w tym nuta złośliwości), bo po prostu działa to na moją korzyść. Jeśli ktoś obcy by mnie poprawiał to pewnie nie byłabym z tego zadowolona (ale co można wojewodzie...). Nie ma sensu jednak poprawiać znajomych i nieznajomych bo to zawsze zostawia lekki niesmak.

      Usuń
    3. Ja mam tak, że raczej mówię poprawnie, a zdecydowana większość moich błędów jest celowa (np. uwielbiam mówić "wogle", choć doskonale wiem, że powinno być "w ogóle"), więc poprawianie mnie nie ma żadnego sensu dla mnie język to bardziej materiał do zabawy, a nie świętość, którą trzeba szanować.

      Usuń
    4. Wrażliwa w tym sensie, że zawsze to zauważam. Może mnie to odrobinę razi (typowa humanistka :P), ale tak jak już wspomniałam, myślę, że to dość niegrzeczne poprawiać wszystkich napotkanych ludzi, kiedy tylko popełnią błąd.
      Pewnie, ja też czasem dla żartu używam niepoprawnych form w rozmowie z przyjaciółmi czy z rodziną ("z tobo" lub z kolei "z tobom" albo "nie mądruj się" :P), ale co innego celowe paplanie głupot, a co innego pójść na rozmowę kwalifikacyjną i na zmianę mówić "wziąść, włanczać, poszłem" itp. W wielu sytuacjach poprawna polszczyzna jest bardzo potrzebna, ale nie popadajmy ze skrajności w skrajność i nie dajmy się zwariować :) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. zgadzam się, wesołych :)

    obserwuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubi mówić "wziąść", bo jest takie dźwięczne :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A gdybyś czytała książkę, w której co piąte słowo byłoby niepoprawne? "Ktury", "dóżo", "bende". Też byś stwierdziła, że póki się rozumiemy, to funkcja językowa jest spełniona i wszystko cacy?

    Mnie razi "wziąść", "włanczać" i "poszłem". Razi o tyle, że używanie poprawnych form naprawdę nie jest jakieś szczególnie ciężkie, bo i te formy nie są skomplikowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porównanie mowy codziennej, że tak powiem, i książek jest totalnie absurdalne, po prostu aż nie wiem, jak się do takiej głupoty odnieść :D W codziennym życiu nie mamy korekty - może tak powiem.

      I bardzo Ci, anonimie, współczuję, że tak cię kłują w uszy niepoprawne formy... To straszne martnotrawstwo energii martwić się czymś takim i zajmować tym myśli, zwłaszcza, że, jak wynika przynajmniej z mojego doświadczenia, ludzie na co dzień raczej poprawnie się wyrażają, a błędy, zwłaszcza takie oczywiste jak "wziąść" to dość rzadko spotykany wyjątek. Tym bardziej nie rozumiem, po co się tym przejmować.

      Usuń
    2. A gdzie tu leży absurd? Skoro dbam o to, by poprawnie pisać (i chcę też poprawnie napisane rzeczy czytać), to dbam także, by poprawnie mówić.

      Jeśli potrafisz powiedzieć tylko, że to "głupota" zamiast jakkolwiek wytłumaczyć swoje stanowisko, to ok.

      Nie uważam, żebym potrzebowała współczucia. Jest różnica między "razi", a tym, że niby marnuje energię na martwienie się tym i zajmuję tym myśli. A przez rażenie rozumiem tyle, że po prostu zauważam tego typu błędy i nie są one miłe dla ucha. Nie musisz mi zatem współczuć, bo nie płaczę nad tym nocami, para mi z uszu nie idzie z wkurzenia, ani nie leję takiej osoby po pysku.

      Usuń
    3. Nie ma się co unosić, chill! Absurd twki w tym, że:
      po pierwsze, jak już napisałam, w życiu codziennym nie masz korekty, nie mówisz roboczo, na próbę, a potem nie podajesz tego obróbce, by bytł poprawnie, tak jak to jest z książkami... w życiu otwierasz usta i mówisz, możesz się poprawić, oczywiście, ale jak już zaczynasz mówić to jest to, jakby to powiedzieć, wersja finalna.
      Po drugie, jak też już napisałam i jak mówią językoznawcy - mówienie ma być NATURALNE, nie masz się zastanawiać nad każdym słowem i każdego zdania ważyć, czy będzie poprawne. Z książkami jest trochę inaczej, bo one mają się sprzedawać, nic więc dziwnego, że są poddawane szeregom redakcji i korekt.
      Po trzecie - podajesz skrajny przykład z książką, gdzie będzie błąd za błędem - analogia jest absurdalna, bo ja nie piszę o ludziach, którzy mówią super niepoprawnie, jakby się chowali w lesie, z dala od cywilizacji... nawet nie znam takich ludzi, nie mam z nimi styczności. błędy, z którymi się stykam, to raczej wyjątek, rzadkość, a nie reguła (wtedy pewnie zaczęłyby mnie drażnić), i może się zdziwisz, ale książki też zdarzają się z błędami, wtedy zwracam na nie większą uwagę, bo mam to słowo przed oczami, a jestem wzrokowcem, ale traktuję to raczej jako zabawną ciekawostkę niż coś, co mnie rozdrażni, zakłuje boleśnie w oczy.

      Proszę bardzo, oto dlaczego uważam twoje porównanie za absurdalne, jeśli nie zwyczajnie głupie...

      Usuń
    4. Nie martw się, nie unoszę się.
      Wolę jednak rzeczową dyskusję, niż rzucanie "głupotą" i współczuciem, bo niczego to nie wnosi.

      Skrajnego przykładu użyłam specjalnie, by zwrócić uwagę na Twoją tezę, że dopóki się rozumiemy, to funkcja języka jest spełniona i wszystko jest ok. Przecież książkę z masą byków też byś zrozumiała (choć pewnie ciężej by się ją czytało).

      Ja staram się zawsze dążyć do lepszego. Jeśli zauważę, że popełniam błąd (czy zwróci mi na to uwagę ktoś inny), to staram się go zapamiętać i w przyszłości uniknąć. Zwłaszcza, że nie wymaga to nie wiem jak wiele wysiłku. Czasem faktycznie ciężko jest się odzwyczaić niepoprawnych słów, których używaliśmy latami, ale wydaje mi się, że to wymaga jedynie pewnej praktyki i po czasie poprawna forma wchodzi w krew. Oczywiście nie pocę się na myśl, że mogę walnąć bykiem i nie spędza mi snu z powiek, jeśli to zrobię.

      Nie podoba mi się po prostu niedbalstwo. W każdej dziedzinie życia możesz stwierdzić "leję na to" albo coś poprawić. Kwestia wyboru. Ja mogę mówić niepoprawnie albo dążyć do większej poprawności. Skoro to drugie niewiele mnie kosztuje (a na pewno nie cierpi na tym naturalność moich wypowiedzi), to nie wiem czemu miałabym tego nie robić. Nie mam natomiast aspiracji do tego, by poprawiać wszystkich wokół i lać linijką po łapach za błędy.

      Jedyne, co drażni mnie prawdziwie w tej kwestii, to notoryczne błędy osób, które języka używają jako narzędzia pracy (np. dziennikarze).

      Usuń
  5. A ja lubię poprawiać innych :D Obcych nie, ale znajomych jak najbardziej. I nie uważam żeby było w tym coś niestosownego, zauważyłam że koleżanka którą niby-żartem poprawiłam, teraz przykłada większą uwagę do tego, co i jak mówi :) Ważne żeby nie robić tego w sposób "O nieee, jak mogłaś tak powiedzieć, #najgorzej" :) I też lubię gdy ludzie mi w grzeczny sposób wytykają błędy, naprawiając je robię maleńki krok w swoim rozwoju :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Poprawianie pozwala osobie poprawianej na nieutrwalanie błędów. Potem w pracy na przykład to straszny obciach napisać ważnego maila z błędem czy coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze wątpię, czy poprawianie ma w rzeczywistości takie skutki, jak byśmy tego chcieli... Zazwyczaj raczej jest irytujące i sory, ale wcale nie powoduje, że osoba poprawiona następnym razem powie "wezmę" zamiast "weznę" - raz poprawić nie wystarczy, jeśli już ma utrwalone tak od dawna, a poprawianie za każdym razem podejrzewam, że zirytuje nie tylko osobę poprawianą, ale i tę, która poprawia... True story.
      Praca a życie codziennie (mam na myśli rozmowy z przyjaciółmi, ze sprzedawczynią w sklepie itp.), to nieformalne, że tak powiem, to dwie różne dziedziny - wiadomo, że w pracy staramy się robić wszystko poprawnie, jeśli trzeba to używamy urzędowego języka itp. itd., korzystamy z korekty w wordzie i w poczcie służbowej, a na co dzień wrzucamy na luz, nie spinamy się, by brzmieć super poprawnie, ale by przekazać konkretną wiadomość... Chorym byłoby ważenie każdego słowa, co zresztą, przypominam, potwierdzają językoznawcy, język ma być NATURALNY, więc świat się nie zawali, jeśli nawet raz dziennie zrobisz jakiś głupi błąd...

      Usuń
    2. u mnie tak 2-3 na 5 przypadków w których ktoś mnie poprawia zostaje zapamiętane. może nie za pierwszym razem, ale kiedyś w końcu ;) a irytuje mnie to jeżeli ktoś zwraca mi uwagę tonem wyższości albo poprawia mnie kiedy mówię o czymś bardzo ważnym i istotnym. czuję się wtedy jakby sens mojej wypowiedzi miał mniejsze znaczenie niż jej poprawność. ale tak na co dzień jak rozmawiam o drobnostkach poprawianie mi nie przeszkadza. w przypadku zwraca uwagi na błędy na blogu zawsze bardzo to doceniam i poprawiam. bo co innego coś powiedzieć z błędem, a co innego jak ten błąd jest na piśmie i wisi sobie w internecie dostępny dla każdego kto chciałby się pośmiać albo utrwalić sobie błędny zapis.

      Usuń
  7. Oczywiście, że oprócz normy wzorcowej istnieje norma potoczna i kierowanie się nią na co dzień nie zawsze jest złe, o ile da się nas zrozumieć. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na racje przemawiające za kulturą języka - świadczy ona przecież o kulturze osobistej, która wciąż stanowi pewną wartość. Poza tym zwyczajnie przykro żyć w świecie, w którym nie dba się o naprawdę podstawową estetykę. Tak jak przyjemnie jest patrzeć na czyste ulice, tak miło jest słuchać eleganckiej mowy. Swoją drogą, nie rozumiem dlaczego poprawność jest utożsamiana z brakiem naturalności. Sztuczne byłoby posługiwanie się stylem nieodpowiednim do sytuacji, na przykład mówienie do mamy jak urzędnik albo do kelnera jak naukowiec, a nie wyrugowanie błędów.

    PS Zapraszam serdecznie na dowolny wykład profesora Miodka w Instytucie Filologii Polskiej we Wrocławiu. Zaręczam, że - choć jest językoznawcą, a więc kimś, kto dba o język - mówi naturalnie i słuchanie go jest pewnym przeżyciem, nawet jeśli kogoś podobne sprawy niezbyt interesują (jak na przykład mnie).

    Ukłony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że dla Miodka, jako dla językoznawcy, naturalna jest poprawna polszczyzna - skoro się tego tak długo uczył i sam o tym uczy, trudno żeby robił błędy... Nie sugeruję, że poprawność jest utożsamiana z brakiem naturalności, źle odczytałeś przekaz - chodzi o mówienie tak, by się nie zastanawiać nad każdym słowem, to jest naturalność, a że czasem się wkradnie jakiś błąd - cóż, trudno, bywa, nie ma co nad tym płakać ani też traktować tego jako przestępstwa wobec języka, bez przesady...Żeby było jasne - ja mam na myśli przede wszystkim sytuacje codziennie, a nie te oficjalne, czy gdy praca wymaga jakiegoś określonego stylu (jak zresztą ta Miodka - tak teraz sobie pomyślałam, że przecież on te wykłady daje w ramach pracy)... To już zresztą chyba pisałam w którymś komentarzu, więc nie będę się poprawiać. Ogółem podsumowując - wydaje mi się, że te komentarze potępiające błędy to demonizacja, przecież nikt (albo jest to tak mały procent ludzi, że ciężko się na nich natknąć) nie sadzi błędu za błędem, więc można przymknąć oko, gdy ktoś wyrazi się niepoprawnie raz na jakiś czas.

      Usuń
  8. moim zdaniem tutaj nie można jednoznacznie stwierdzić, czy poprawianie jest dobre czy złe, bo zależy od sytuacji. czasami poprawiać nie wypada (np. dużo starszych albo obcych) bo to nietaktowne i wręcz niekulturalne moim zdaniem. nie na miejscu jest również poprawianie błędów językowych kiedy ktoś opowiada o rzeczach bardzo dla niego ważnych, które mocno go dotykają. mnie to szczególnie boli jak mówię o czymś z głębi serca, a koś mi wyjeżdża, że złej formy używam czy coś. ale np. poprawianie dzieci, które dopiero się uczą jest jak najbardziej ok (oczywiście też nie kiedy opowiadają o śmierci babci). jak się mają nauczyć, jak się im nie będzie zawracać uwagi na to co dobre a co złe? również nie widzę nic złego w zwracaniu sobie uwagi na błędy wśród rodziny i przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem po filologii polskiej i na co dzień pracuję ze słowem pisanym, a konkretnie je poprawiam - tu cytat z Lejdis: wolę poprawiać te bzdury, niż je wypisywać... ;-)
    I wiecie co mnie najbardziej drażni? Gdy ktoś zna kilka wyjątków z gramatyki, ortografii czy ze stylistyki i chwali się tym. No cóż, nieskromnie pisząc, znam takich wyjątków więcej i absolutnie nie chwalę się nimi. Jestem jak najbardziej za poprawnością językową, ale bez przesady, sama nie jestem alfą i omegą, sama też czasem coś sprawdzam w słowniku czy w Poradni Językowej PWN. Dlatego nie mam zwyczaju poprawiać innych poza pracą. Wiele razy słyszałam od znajomych, że boją się przy mnie mówić albo coś do mnie pisać, bo na pewno popełnią jakiś błąd... No i co z tego? Jesteśmy tylko ludźmi. Uważam, że w pewnych zawodach ludzie powinni posługiwać się poprawną polszczyzną, tego mi trochę brakuje w pewnych miejscach i sytuacjach, ale z drugiej strony sama nie wiem, co lepsze, drobne niedociągnięcia czy hiperpoprawność... Wrzućmy na luz, język to twór, który cały czas ulega zmianom, a nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi, czyli mówi ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie najbardziej bolą moje własne błędy. Staram się ich unikać, ale ideałów nie ma :) Podobnie jak Ty, ja też lubię bawić się językiem, uwielbiam np. mówić memu mężu, zamiast mojemu mężowi. Niestety, raczej tylko w gronie najbliższych, bo "dalsi" się nie znają :D Lubię słuchać ludzi, którzy mówią "łądną" polszczyzną, ale nie roszczę sobie praw do poprawiania innych.

    OdpowiedzUsuń
  11. Swojego czasu poprawiałam ludzi, gdy źle się wysławiali. Teraz tępię tylko młodszego brata gdy jeszcze wymsknie mu się "poszłem" (tak to jest jak w domu trzy kobiety), poza tym- odpuszczam. Szkoda moich i cudzych nerwów, prawda? ;)

    OdpowiedzUsuń