Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

środa, 24 września 2014

Ludzie, których już nie znamy

Nagle, ni z tego, ni z owego, przypominają mi się wszyscy ludzie, którzy kiedyś byli dla mnie tacy ważni, a których dziś już właściwie nie znam. Wiem, że to naturalna kolej rzeczy. Wiem, że nie wszystko jest nam dane na zawsze. Ale jednak nie do końca potrafię się z tym pogodzić. 

Mijamy się. Mówimy sobie jedynie "cześć", a i to nie zawsze. Może ze sobą w ogóle nie rozmawiamy, udając, że jesteśmy sobie kompletnie obcy, a może czasem zamienimy kilka słów - przez sms-y albo czat na facebooku przede wszystkim - zapewniając, że koniecznie musimy się spotkać, koniecznie obgadać, co tam u nas słychać, jak nam życie mija. Oczywiście, jak łatwo zgadnąć, do tych spotkań nie dochodzi i wszyscy wiemy, że nie dojdzie. A jeśli nawet dochodzi, raz na ruski rok, to już przecież nie jest to samo, co kiedyś. Już tego nie czujemy. Wymieniamy między sobą jedynie suche informacje, zupełnie bez emocji opowiadamy, co u nas nowego, i po chwili zapominamy, co powiedział nasz rozmówca. To już nie jest przyjaźń, to tylko zwykła znajomość, a może i nawet nie to. Teraz jesteśmy sobie niemal zupełnie obcy. Już się nie znamy.

Jest mi z tego powodu przykro. Oczywiście, nie permanentnie, bo nawet nie mam za wiele czasu na takie rozmyślania, ale zdarza się od czasu do czasu, że nachodzi mnie taka myśl. Nagle, ni z tego, ni z owego, przypominają mi się wszyscy ludzie, którzy kiedyś byli dla mnie tacy ważni, a których dziś już właściwie nie znam. Wiem, że to naturalna kolej rzeczy. Wiem, że nie wszystko jest nam dane na zawsze. Ale jednak nie do końca potrafię się z tym pogodzić. Wciąż nie dociera do mnie fakt, że z G., która kiedyś była moją najlepszą przyjaciółką, z którą nawet miałam tego samego chłopaka (oczywiście, nie w tym samym czasie, ale... jedna po drugiej), dziś nie mówimy sobie nawet "cześć" i odwracamy głowy, gdy widzimy się na mieście. A wszystko przez jakieś głupie nieporozumienie. Przykro mi, że wielka przyjaźń z D., która kiedyś ze mną mieszkała i nawet mnie przez pewien czas utrzymywała, runęła z wielkim hukiem i dziś jedynie czasem pokłócimy się w komentarzach na facebooku. Żal mi i innych przyjaźni, które zdawały się nierozerwalne, ale które zostały nadgryzione przez ząb czasu albo zepsute przez jakieś inne pierdoły. Można pieprzyć, że widocznie nie były to prawdziwe przyjaźnie, skoro nie przetrwały próby czasu, ale ja wiem, że to gówno prawda, więc proszę mi nie wciskać kitu.

Mówią, że przyjaźń to coś ważniejszego niż miłość, bo związki się zaczynają i kończą, a przyjaźń wciąż trwa. Mówią, że to relacja na całe życie. To nieprawda. Przyjaźnie działają na podobnej zasadzie jak związki. Zaczynają się, trwają jakiś czas, czasem miesiąc (ubiegając komentarze: przyjaźń nie zależy od długości znajomości, ale od stopnia zażyłości przecież, czasem, by się zaprzyjaźnić, wystarczy  zaledwie kilka dni), czasem 20 lat, i wreszcie się kończą. Czasem giną śmiercią naturalną, powoli dogorywając, czasem kończą się z wielkim hukiem - jedna awantura i po wszystkim. Rzadziej, jak związki, nie kończą się nigdy, trwając do końca życia. To smutne, czasem ciężkie do zaakceptowania, ale tak już jest. Nie, przyjaźń zdecydowanie nie jest wieczna.

Mówią, że o przyjaźń trzeba dbać, trzeba ją pielęgnować. Jest w tym, oczywiście, wiele prawdy, ale jednak nie 100%. O tej pielęgnacji zażyłości powinny pamiętać jednak obie strony... Ciężko brać na siebie całą odpowiedzialność za przyjaźń, nieustannie zabiegać o uwagę tej drugiej strony, pierwszemu zagadywać i pierwszemu proponować spotkania. Nawet jeśli rozmowy się dalej kleją, nadal się spotykacie, nawet wciąż z tą samą częstotliwością i zaangażowaniem, w końcu takie ciągnięcie na swoich barkach całej znajomości zaczyna nużyć. Człowiek zaczyna się zastanawiać, czy może nie jest dla tej drugiej osoby natrętem, ma dość tego, że tylko jemu zależy, i w końcu się buntuje. W końcu po cholerę poświęcać czas dla osoby, która, wydaje się, nie ma go dla nas? Bo skoro sama nie wychodzi z jakąkolwiek inicjatywą, to prawdopodobnie jesteśmy jej zbędni... Pewnie, różne są sytuacje życiowe - nowa praca pochłaniająca totalnie albo nowy partner i, jak to zawsze na początku związku bywa, chęć spędzania z nim całego swojego wolnego czasu. Przyjaźń wymaga zrozumienia i na początku to zrozumienie na pewno gdzieś tam jest, ale kiedy po kilku miesiącach, stan rzeczy się utrzymuje, to przychodzi pora na zastanowienie, czy dalsza znajomość ma sens. A wracając do pielęgnowania przyjaźni - czasami i to nie wystarcza, nawet jeżeli jest działaniem obustronnym. Nie stoimy przecież w miejscu, nieustannie się rozwijamy, pod wpływem nowych doświadczeń czy nawet refleksji zachodzą w nas nieustannie zmiany. I czasem prowadzi to do rozluźnienia więzi. Przestajemy się nawzajem rozumieć, przestajemy do siebie wzajemnie docierać, i tak powoli ta przyjaźń niszczeje, aż wreszcie jesteśmy tylko dwójką dawnych znajomych. Mijamy się. Mówimy sobie jedynie "cześć", a i to nie zawsze. 

źródło: tumblr

________________________

Podoba Ci się wpis? Polub mnie na Facebooku,  obserwuj na Bloglovin lub Twitterze!

14 komentarzy:

  1. Jestem tu i chyba nawet pierwszy raz. Przez przypadek, a może miałam tu trafić, choć brzmi to trochę nieracjonalnie. Czytam słowo w słowo i aż mam łzy w oczach, bo czytam swoją historię. Przygniata mnie to każdego dnia, bo taki już ze mnie cholernie sentymentalny człowiek. Czytam.. i chyba jednak miałam to przeczytać, bo bardziej rozumiem. I chociaż nadal nie jest to moim złotym środkiem, to na pewno przyniesie ulgę i może w jakimś stopniu odpuszczę. Zżerają mnie od środka takie myśli. Mijając codziennie ludzi, dla których byłam ważna, którzy smiali się i płakali ze mną i choć nie zawsze umieliśmy to wyrazić, byliśmy sobie potrzebni. Mijamy się. Codziennie.. odwracając twarz, maskując zawstydzenie i chęć wymiany słowa, na którą nie mamy odwagi. To smutne. Wczorajsi znajomi są dziś obcymi ludźmi i aż ciężko samemu wierzyć w przebieg wspominanych zdarzeń z nimi w rolach głównych.

    dziękuję za post - jeden z nielicznych, który coś we mnie tknął :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki smutny, prawdziwy tekst...
    Myślę, że sporo zależy od tego, w jakim się jest momencie życia, jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało. Na różnych etapach potrzebujemy różnych rzeczy i różnych ludzi. Ktoś, kto był dla nas najważniejszy i najbliższy, jak mieliśmy 17-20 lat, może się okazać zupełnie nie do zrozumienia, gdy mamy już lat 25.

    No i "Ciężko brać na siebie całą odpowiedzialność za przyjaźń, nieustannie zabiegać o uwagę tej drugiej strony, pierwszemu zagadywać i pierwszemu proponować spotkania." - bardzo dobrze to znam. Miałam takiego przyjaciela na drugim końcu Polski, z którym "spędzałam" każdą wolną chwilę, kiedy mieliśmy po naście lat. Słuchałam go, wspierałam, gdy tego potrzebował. I on tak samo, przynajmniej dopóki narzekałam tylko na typowe nasto-kłopoty. Kiedy jednak u mnie nie zaczęły się poważne problemy - kiedy chorowałam, miałam depresję - prosiłam go o pomoc, o poświęcenie chwili czasu, żeby pogadać, ale nigdy się nie doczekałam. Jego facet, kumple na miejscu i wyjazdy na wino i trawę były zawsze ważniejsze. Kiedy ze mną rozmawiał w tamtym okresie, zawsze tłumaczył się tonem cierpiętnika "nie mam czasu, bo wiesz, wyciągają mnie nad jezioro i to jest o-krop-ne..." i licytował się ze mną, kto ma gorzej... Zbuntowałam się, powiedziałam, że mam tego dość i usłyszałam "jak możesz rezygnować tak łatwo z naszej przyjaźni?"
    Moja mama określa takich ludzi jako "bluszcze" - oplatają swoją podporę, aż ona się przewróci. Swój bluszcz odczepiałam od siebie bardzo długo. Czasem dobrze jest skończyć przyjaźń.

    Wybacz, rozpisałam się, ale Twój tekst mi o tym przypomniał (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja w tym roku pobiłam swój osobisty rekord-straciłam tylu najbliższych znajomych że to szok. Ale przynajmniej wiem już, na kogo tak naprawdę mogę liczyć. Strasznie lubie taką "życiowość" Twoich postów ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      No właśnie mnie życie nauczyło, że jak ktoś nie ma dla mnie czasu, to nie ma co ciągnąć tego na siłę. Kiedyś tak właśnie robiłam, bo bałam się, że zostanę sama, ale teraz już wiem, że lepiej zostać samą albo mieć mało przyjaciół, ale naprawdę wartościowych, którzy znajdą dla mnie czas i właśnie tak jak mówisz, na których będę mogła liczyć.

      Usuń
    2. Przybijam Wam wirtualne piątki.... od momentu emigracji i zajścia w ciążę, straciłam wszystkie psiapsióły, z którymi się trzymałam od podstawówki. Nalegałam na spotkania, jak byłam w Polsce, chciałam się dostosować do ich czasu. Skoro ktoś nie ma dla mnie nawet 2h, żeby napić się kawy, raz, jeden, drugi, osiemnasty....to olewam. Widocznie przestałam być kimś wartym uwagi. Może to kwestia innych priorytetów? Ale...moja dwulatka miałaby z kim zostać, nawet na całą noc i mogłabym iść na tany tany...ale nie ma z kim. Życie...

      Usuń
  4. bardzo dobry tekst, bardzo prawdziwy i życiowy...myslę,że dla wielu osób trochę to temat "tabu", trudny..no ale zyjemy w czasach,w których relacje społeczne istnieja głównie w internecie a miarą przyjaźni jest ilość lajków na facebooku..Ludzie sie zmianiają i czasy się zmieniają, ale najważniejsze to nie stracić siebie.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziekuje za twoj post...

    OdpowiedzUsuń
  6. Lepiej mieć mniej przyjaciół, ale takich, którzy są czegoś warci. Nie ma sensu na siłę zadawać się z ludźmi, którzy nic nie wnoszą do naszego życia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kogoś tu dopadła jesień, że snuje takie smętne, ale prawdziwe wpisy.

    ~W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesień swoją drogą, ale szkic tego wpisu wisiał w moich roboczych już od dawna :P

      Usuń
  8. niestety....racja. Obecne żadna z moich przyjaźni z przed powiedzmy 5-6 lat wstecz nie przetrwała. A nie przepraszam, jedna dokładnie, ale też nie jest juz to to samo co wtedy, bo lubie się zmieniają, z czasem pewnie zaczynają nam przeszkadzać owe zmiany, czy zdajemy sobie sprawę że dana osoba nie jest już taką, jaka była kiedyś. no życie no! i tak zdechniemy sami :v

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam i musze potwierdzić komentarze u góry. Post ten daje wiele do rozmyśleń. Gdy zaszłam w ciąże na początek było wiele koleżanek które były ze mną tylko dla sensacji. Teraz nie mam nikogo. czasami nie mam nawet komu się wyżalić,wypłakać gdy jest mi ciężko... Tak jak opisujesz: Przechodze obok osoby z którą kiedyś byłam blisko i nie mówimy sobie nawet "cześć" ...

    OdpowiedzUsuń
  10. Wyjchalam z Polski ponad 5lat temu i z moich wielu znajomosci zostalo tyle, ze mozna policzyc na palcach jednej reki lub nawe i mniej... Jedynie z moja przyjaciolka Agata mam staly kontakt i to samo wieczne zrozumienie bez slow. Do wielu znajomych juz sie nie odzywam, nie mam czasu na pisanie dlugich listow, co u mnie... nawet niewiadomo, kiedy sie spotkamy...
    Probowalam znalezc tutaj przyjaciol. Nie da sie. Majac 24lata, kiedy ludzie ktorych spotykasz maja juz swoje towarzystwa, zycia, mezow, narzeczonych i dzieci, nikt nie ma czasu na budowanie przyjazni. Brakuje mi tutaj bratniej duszy ale na szczescie jest Agata choc tylko przez Skype.

    OdpowiedzUsuń
  11. tekst idealnie wpisuje się w moje ostatnie przemyślenia... nigdy nie miałam wielu przyjaciół, w sumie to zawsze byli/były jacyś kumple/kumpele. ostatnio rozstałam się z wieloletnią przyjaciółką, tą jedyną. już kiedyś nam się to zdarzyło - wtedy z jej inicjatywy, teraz z mojej. myślę, że dorośniemy jeszcze kiedyś do tego, aby odtworzyć dobry kontakt. myślę, że w tej kwestii powiedzenie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, nie ma racji bytu ;) nauczyłam się nie wymagać od ludzi uwagi i lojalności, nie oczekiwać zbyt wiele, pomimo tego, że ja staram się dawać z siebie bardzo dużo - tak żyje mi się lepiej, gdy ktoś odpłaca mi się tym samym to utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jest jeszcze tak źle z nami, ludźmi, i jest jeszcze na co liczyć.


    tortilla!

    OdpowiedzUsuń