Ostatnimi czasy dużo śmichów-chichów się odbywa, więc w ciągu tygodnia zdołałam zebrać materiał na kolejny wpis z Waszego ulubionego cyklu. Oto i on! Radosnego czytania!
Ja: Gdzie jest Karolina S.?
Kolega: Nie wiem. I don't know.
Ja: Jaki poliglota, proszę proszę!
Kolega: A co, muszę się uczyć języków, to jest wymagane w urzędzie, tego wymaga ISO ileśtam. Walczymy o nagrodę złotej patelni!
Ja: Wczoraj Zuza (córka Konkubenta) pytała Jacka, kiedy ślub bierzemy, a do mnie, kiedy się do nich przeprowadzę.
Koleżanka: No i tak najlepiej, dziecko wszystko załatwi!
Hejter: Czytałem już ten artykuł. Zmieniłaś szyk zdań i puściłaś jako swój. Prawdziwe dziennikarstwo z hieną na smyczy...Gratulacje. (komentarz pod tym wpisem)
Ja: Podlinkuj, bo ja nie czytałam
Hejter: Link do artykułu podesłałem kilku twoim znajomym... i jak widzisz już nie lubią twojej strony...
Ja: Pamiętam, jak mi babcia robiła kawę Inkę, jak byłam mała...
Konkubent: Mhm...
Ja: Tobie też?
Konkubent: Tak.
Ja: To może to była ta sama babcia?
Taka jedna (cała rozmowa przez tel.): Iwonka, to ten. No, to można ten. No.
Koleżanka: A co Ty tam masz takiego niedobrego?
Ja: Makaron z pieczarkami i kostką sojową z sosem z pora.
Koleżanka (do drugiej): I ona ma siłę jeszcze seks uprawiać?
Ja: Wiesz, mój chłopak teraz jest chory, więc coś muszę robić...
W pokoju od dłuższego czasu cisza.
Ja (nagle): O nieee! Właśnie sobie zdałam sprawę z tego, że dziś jest środa, a nie czwartek...
Koleżanka (wchodzi do pokoju): O, widzę, że macie jakieś słodkości...
Ja: No, mieszankę krakowską, poczęstuj się.
Koleżanka: Hah, nawet gdyby mi nikt nie zaproponował, to bym sobie wzięła!
Koleżanka: Pokaż cycki, dam Ci ciastko.
Ja: Ja tak robię. I dostaję ciastka.
K: W sklepie?
J: Nie. Mojemu staremu (w sensie: mojemu staremu mężowi).
K: A ja nie.
J: Ty pokazujesz za darmo? Jaka naiwna!
Kolega: Ta to się przynajmniej ciastek obje.
Koleżanka: A jak to mleko (ryżowe) smakuje?
Ja: No smaczne jest... Lepsze niż krowie. Słodsze.
Druga koleżanka: Pachnie ładnie!
K: Tak? Wąchałaś?
DK: No nie! Słyszałam!
Kolega: Psikutasowi się wczoraj urodziło dziecko.
Koleżanka: Tak znienacka?
Taka sytuacja: Kicham. I nikt nie mówi mi "na zdrowie". Skandal!
Ja: Kichnęłam!
Koleżanka: Na zdrowie!
J: Dziękuję.
K: Następnym razem nie wymuszaj.
J: Dlaczego?
K: Bo nie miałam ochoty Ci tego powiedzieć, a Ty wymusiłaś. Nie rób tak!
J: Ale dlaczego mam nie wymuszać?
K (groźnie): Następnym razem Ci nie powiem, jak będziesz wymuszać,i będziesz miała. Się zastanowisz nad swoim zachowaniem!!!
Koleżanka: Pisałaś ostatnio jakieś felietony?
Ja: Nie, właśnie nie mam weny ostatnio...
K: Bo zakochana jesteś, hehe! To o czym masz pisać?
J: (śmichy chichy)
K: No tak, nie masz o czym pisać teraz! Weź sobie poczytaj swoje wcześniejsze felietony!
Koleżanka (siedzi przy biurku innej i na nią czeka): Zróbmy jej kiedyś tu jakiegoś psikusa!
Ja: Podrzućmy jej dziecko!
K: Niee, ja myślałam raczej, żeby tą kupkę (papierów) z podłogi zamienić z tą z biurka...
J: To by było zbyt okrutne, lepiej już to dziecko podrzucić
Koleżanka: Dobra, pójdę w końcu się wysikać...
Ja: To idź, bo mi też się chce.
K: To idź pierwsza, bo ja się jeszcze muszę zastanowić.
________________________
Hehehe no tak, dzieci to przeważnie tak znienacka, jak Filip z konopii wysklakują :P hehehe
OdpowiedzUsuńCo za okrutni ludzie na tym świecie, nawet "na zdrowie" nie powiedzą haha :D
OdpowiedzUsuń