Nie mam ochoty spoglądać wstecz i widzieć, że poświęcałam się dla pracy, związku czy po prostu codziennej rutyny, a zupełnie zapomniałam w tym wszystkim o sobie.
Odkąd mam Konkubenta, a co za tym idzie, również dziecko, i tyram na nadgodzinach w pracy, zupełnie nie mam na nic czasu. Jak wcześniej byłam w domu o 16-ej i potrafiłam jeszcze znaleźć czas na bieganie, pisanie bloga, książki, czytanie i ugotowanie obiadu, tak teraz me skromne progi witam ok. 18-19 i chciałabym po prostu paść bez życia na łóżka i najzwyczajniej w świecie tak sobie leżeć i pachnieć. Ale tak nie można. Bo trzeba zrobić pranie. Albo pranie powiesić. Albo suche pozbierać i poskładać. Posprzątać kotom. Ugotować obiad. Umyć gary. Zawsze coś się znajdzie. Albo po prostu trochę posiedzieć z Jackiem i pogadać, bo w tygodniu dopiero wieczorem mamy na to czas. Dobrze by też było poświęcić trochę czasu Zuzie, to przecież dziecko i potrzebuje zainteresowania. A są jeszcze znajomi i przyjaciele i potrzeba utrzymywania kontaktu! A gdzie w tym wszystkim czas dla mnie samej? Na spędzenie trochę czasu samej ze sobą? Na moje pasje czy chociaż na chwilę relaksu w ciszy? No gdzie?!
źródło obrazka tego i reszty: tumblr
Odkąd mam Konkubenta, a co za tym idzie, również dziecko, i tyram na nadgodzinach w pracy, zupełnie nie mam na nic czasu. Jak wcześniej byłam w domu o 16-ej i potrafiłam jeszcze znaleźć czas na bieganie, pisanie bloga, książki, czytanie i ugotowanie obiadu, tak teraz me skromne progi witam ok. 18-19 i chciałabym po prostu paść bez życia na łóżka i najzwyczajniej w świecie tak sobie leżeć i pachnieć. Ale tak nie można. Bo trzeba zrobić pranie. Albo pranie powiesić. Albo suche pozbierać i poskładać. Posprzątać kotom. Ugotować obiad. Umyć gary. Zawsze coś się znajdzie. Albo po prostu trochę posiedzieć z Jackiem i pogadać, bo w tygodniu dopiero wieczorem mamy na to czas. Dobrze by też było poświęcić trochę czasu Zuzie, to przecież dziecko i potrzebuje zainteresowania. A są jeszcze znajomi i przyjaciele i potrzeba utrzymywania kontaktu! A gdzie w tym wszystkim czas dla mnie samej? Na spędzenie trochę czasu samej ze sobą? Na moje pasje czy chociaż na chwilę relaksu w ciszy? No gdzie?!
Myślę, że nie tylko ja mam taką sytuację. Jest przecież tysiąc pięćset sto dziewięćset osób, którym trudno wygospodarować chwilę dla siebie. Nieważne z jakiego powodu. Czasem tak po prostu jest. A przecież dla własnego zdrowia psychicznego warto znaleźć chociaż chwilę, nawet kwadrans czy pół godziny, w ciągu dnia, tylko dla siebie. Żeby kładąc się spać nie mieć poczucia straconego dnia. Żeby nie patrzeć wstecz, na mijające cholernie szybko tygodnie i miesiące, zastanawiając się, gdzie podział się ten czas, na co tak naprawdę go wytrwoniliśmy... Po prostu, żeby relacja z facetem, z dzieckiem, praca czy cokolwiek innego mocno pochłania nam czas, nie była naznaczona frustracją. Bo jak człowiek nie ma kiedy odpocząć albo zrobić coś zupełnie dla siebie, tak po prostu (nieważne, czy to jakaś super pasja czy po prostu nałożenie na twarz maseczki i chillout przy serialu), to w końcu zaczyna się w nim kumulować wkurw, który wreszcie znajdzie ujście i dostanie się bogu ducha winnym ludziom, tym, którzy akurat będą w pobliżu - partnerowi, dziecku, współpracownikom albo klientom.
Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie mój czas jest ważny i dlatego nie chcę myśleć, kiedy ostatnio zrobiłam coś tak naprawdę tylko dla siebie. No po prostu nie mam ochoty spoglądać wstecz i widzieć, że poświęcałam się dla pracy, związku czy po prostu codziennej rutyny opierającej się na tym, żeby zawsze było co wrzucić na ząb, żeby zawsze były czyste ubrania w szafie i jako taki porządek w domu* (cholera, dotąd musiałam panować jedynie nad moim małym dziesięciometrowym pokojem i szło mi to dość opornie, a teraz muszę ogarniać prawie dziesięciokrotnie większe mieszkanie!), a zupełnie zapomniałam w tym wszystkim o sobie. No way. Jestem przecież swoją ukochaną. Jestem swoją człowiekiem numer jeden. Chcę zawsze pamiętać o sobie i o siebie dbać. I nie chcę, naprawdę nie chcę bez powodu złościć się na niewinnych ludzi, zwłaszcza na moich najbliższych, a do tego właśnie zazwyczaj prowadzi brak czasu dla siebie.
Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie mój czas jest ważny i dlatego nie chcę myśleć, kiedy ostatnio zrobiłam coś tak naprawdę tylko dla siebie. No po prostu nie mam ochoty spoglądać wstecz i widzieć, że poświęcałam się dla pracy, związku czy po prostu codziennej rutyny opierającej się na tym, żeby zawsze było co wrzucić na ząb, żeby zawsze były czyste ubrania w szafie i jako taki porządek w domu* (cholera, dotąd musiałam panować jedynie nad moim małym dziesięciometrowym pokojem i szło mi to dość opornie, a teraz muszę ogarniać prawie dziesięciokrotnie większe mieszkanie!), a zupełnie zapomniałam w tym wszystkim o sobie. No way. Jestem przecież swoją ukochaną. Jestem swoją człowiekiem numer jeden. Chcę zawsze pamiętać o sobie i o siebie dbać. I nie chcę, naprawdę nie chcę bez powodu złościć się na niewinnych ludzi, zwłaszcza na moich najbliższych, a do tego właśnie zazwyczaj prowadzi brak czasu dla siebie.
Nie mam magicznej recepty na to, jak z załadowanego na maksa dnia wykroić chwilę dla siebie. Mój sposób to po prostu... bycie chujową panią domu. Chciałabym mieć zawsze wysprzątany dom, wyprane, ugotowane i w ogóle wszystko cacy, ale wiem, że to niemożliwe przy moim trybie pracy, przy sześciu kotach, dziecku i czym tam jeszcze... Dlatego nie mam spiny. Gdy wchodzę do domu, choćbym miała w planach puścić pięć pralek prania i przygotować obiad dla dziesięciu osób, staram się najpierw usiąść z kawusią i się wyluzować, zanim rzucę się w wir pracy. Ponadto jeśli wychodzi na to, że teoretycznie nie dam rady wykroić dla siebie chwili, to odkładam coś na następny dzień. Po prostu muszę, nie ma innej opcji, no muszę codziennie zrobić coś dla siebie, nawet coś małego, nawet zwyczajnie poleżeć przez kwadrans w ciszy.
Bo czasem po prostu trzeba rzucić wszystko w diabły i np.:
- powiedzieć partnerowi czy partnerce "teraz przez chwilę nic do mnie nie mów, proszę, chcę mieć chwilę totalnej ciszy"
- wdziać buty do biegania i wskoczyć na bieżnię albo wyskoczyć w plener i potuptać w stronę słońca
- pogrążyć się w świecie literatury, nawet tej niezbyt wysokich lotów
- założyć słuchawki i obejrzeć nowy odcinek swojego ulubionego serialu
Gdy kładziesz się spać, zlew nie musi wcale świecić pustkami, pranie nie musi wisieć równym rządkiem, a ubrania niech sobie leżą porozwalane po całej chacie. Świat się nie przez to nie zawali, więc pieprzyć to! Niech się brudne naczynia wysypują ze zlewu, zrobisz to jutro. Albo zrobi to twój partner czy partnerka, a niech też się wykaże. Świat się nie zawali, jak mokre pranie poleży jedną (ale naprawdę jedną!) noc w pralce. Znajomi się nie odwrócą, jeśli jedyny wolny w tygodniu wieczór raz na jakiś czas poświęcisz w pełni sobie.
* ja i Konkubent jesteśmy, oczywiście, nowoczesną parą i niby dzielimy się obowiązkami, ale po pierwsze trochę ich jest (dom duży, 3 osoby, kotów dużo, dużo jemy i dużo brudzimy), a po drugie czasami daję mu fory, bo chłopak pracuje jednak ciężej niż ja i w dodatku umie mną manipulować robiąc oczka kota ze shreka i słodki głosik (a niech go dunder świśnie!).
PS. Żebyście źle mnie nie zrozumieli: To nie jest wpis zrzędliwy. Lubię swoje życie, nawet jeśli nie na wszystko mam czas i nawet jeśli obecnie mam trochę zbyt zawalony pracą okres. I nie biegam dzień w dzień ze ścierą, miotłą i innymi akcesoriami do sprzątania, a gotować i dbać o swoich bliskich lubię. Po prostu chciałam tu pokazać, że czasami trudno znaleźć chwilę tak naprawdę TYLKO dla siebie.
PS2. Gdy piszę ten wpis, to właśnie jest moja dzisiejsza chwila relaksu. Mam na uszach moje słit różowe słuchawki, żeby odciąć się od zewnętrznego świata, i głośno śpiewam (a Zuza to dokumentuje moim własnym telefonem!) popijając jednocześnie białe wino. Polecam.
PS. Żebyście źle mnie nie zrozumieli: To nie jest wpis zrzędliwy. Lubię swoje życie, nawet jeśli nie na wszystko mam czas i nawet jeśli obecnie mam trochę zbyt zawalony pracą okres. I nie biegam dzień w dzień ze ścierą, miotłą i innymi akcesoriami do sprzątania, a gotować i dbać o swoich bliskich lubię. Po prostu chciałam tu pokazać, że czasami trudno znaleźć chwilę tak naprawdę TYLKO dla siebie.
PS2. Gdy piszę ten wpis, to właśnie jest moja dzisiejsza chwila relaksu. Mam na uszach moje słit różowe słuchawki, żeby odciąć się od zewnętrznego świata, i głośno śpiewam (a Zuza to dokumentuje moim własnym telefonem!) popijając jednocześnie białe wino. Polecam.
________________________
PMS? :D
OdpowiedzUsuńnaaah, PSL prędzej!
Usuńsam nie wiem co gorsze PMS, PSL, PIS, PO??? :D
OdpowiedzUsuńbo lepsze chyba SLD, ale czemu mi tu robisz offtop, złociutki?
UsuńTo już wolę LSD :P
UsuńI najaważniejsze - NIKT nam tego czasu dla siebie nie da, nie wyczaruje, jeśli samo o to nie zawalczymy :)
OdpowiedzUsuńDobry wpis, choć ja akurat źle się czuję, jak sobie coś odpuszczam, ciężko mi się wtedy tak naprawdę zrelaksować.
OdpowiedzUsuńJa w ogóle nie mam czasu na nic :) no może 5 min dziennie i nie mogę go znaleźć więcej chociaż się staram
OdpowiedzUsuńPodpisuję się rękami i nogami
OdpowiedzUsuńDopiero kiedy obowiązki wylewają się z kalendarza, zrozumiałam ile może znaczyć zwykłe pół godziny czytania książki (i to nie w autobusie)
A jeśli teraz nie nauczę się gospodarować chwili dla siebie, to co dopiero będzie, kiedy zostanę jakąś panią domu?!
Tak trzymaj ;)
Drugie zdjęcie - cytat - zapisuję!
OdpowiedzUsuńU mnie czas dla siebie - kiedy dziecko śpi. Czyli zamiast mojego spania. Ale jest ok :) Bez chwil dla siebie, bez swojej przestrzeni człowiek wariuje.
Fajnie, że o tym napisałaś! Niby się o tym pamięta, ale jak przychodzi co do czego - ja nie pamiętam, kiedy ostatnio tak serio poświęciłam trochę czasu samej sobie (no dobra, nadrabiam blogowe "zaległości" i ostatnio robiłam to w zeszłym tygodniu)
OdpowiedzUsuń