Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

wtorek, 20 stycznia 2015

KINDERBAL BEZ ZAŁAMANIA NERWOWEGO

czyli o tym, jak zorganizować i przeżyć dziecięcą imprezę nie zaznawszy trwałego uszczerbku na zdrowiu psychicznym.

Muszę Wam się pochwalić, że ostatnio przeszłam ostateczny test macochy - (współ)zorganizowałam Zuzie urodziny, ogarnęłam tort i atrakcje wszelkiej maści, przeżyłam kinderbal (nie liczy się, że nie do końca na trzeźwo, ale cóż - dorosłych gości też trzeba było czymś poczęstować!) i nawet dzieciaki, Zuzy goście, mnie polubiły! A co najważniejsze - nie zakończyło się to załamaniem nerwowym. Nie zwariowałam, nie dostałam bzika, i tylko podczas sprzątania nieco mnie szlag trafiał. Czy mogę dostać medal z ziemniaka?

Jak to uczyniłaś, Ciociu Mortycjo, jak? - zapytacie zapewne. To i Wam powiem, nie będę trzymać tego w sekrecie. Bo nie tylko dobra macocha ze mnie, ale i taka dobra ciocia!

OTÓŻ! Sekret przeżycia kinderbalu (bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym, rzecz jasna), gdy jest się jego współorganizatorem, tkwi przede wszystkim w dwóch rzeczach:
1. Zyskać zaufanie dzieciarni. Nie mogą Cię traktować jak kolejnego dorosłego sztywniaka, który będzie je uciszał i zaganiał do grzecznych nudnych zabaw.
2. Przygotować zestaw ciekawych zabaw i atrakcji. Wiadomo, że dzieci raczej same organizują sobie zabawę, ale gdyby nagle przyszły do Ciebie znudzone i męczyły bułę, co mają robić, albo gdyby nagle zaczęły biegać dookoła mieszkania z dzikim wrzaskiem (true story), to dobrze mieć w zanadrzu kilka ciekawych pomysłów.

No dobra, teoria teorią, ale jak to ogarnąć w praktyce? Ja Wam powiem, jak ja to zrobiłam, a Wy już sobie na tej podstawie kombinujcie! Dla mnie to było w sumie intuicyjne, bo sama jestem dużym dzieciakiem (a teraz mnie pytają, czy w razie czego można mnie zatrudnić jako animatora na kinderbal - no pewnie, że można!), nic nie robiłam na siłę i chyba o to właśnie chodziło. Dzieci to małe cwaniaki i mają to do siebie, że prędzej czy później wyczują fałsz.

Tak więc. Pierwszy punkt zdobywania zaufania to było fajne wdzianko, znaczy przebranie - oczywiście tygryska! To dzieciarnię do mej osoby od razu przekonało, ale utrwaliłam to wrażenie dobrej cioci przez stanowczy nakaz mówienia do mnie per "ty" (nigdzie nie czuję się tak staro, jak wtedy, gdy ktoś, ktokolwiek nazywa mnie panią!), no i przez... tatuaże. Dziary to już w ogóle był efekt łał - punkt ze zdobyciem zaufania i nie byciem traktowaną jak dorosły sztywniak odhaczony! Dzięki temu swobodnie mogłam z dzieciakami pogadać, one zawsze mogły do mnie podejść i bez spiny zgłosić jakiś ewentualny problem, no a do moich późniejszych propozycji jakichś zabaw podchodziły entuzjastycznie!

Jeśli zaś chodzi o zabawy i atrakcje, to moim numerem jeden był foto kącik. Sama strasznie się na to nakręciłam (w trakcie imprezy wymyśliłam, że zrobimy z tego urodzinowy foto-album!), i dzieciakom też się spodobało. Przygotowanie foto-kącika to był banał - biały brystol przyklejony na dwustronną taśmę na ścianę, przed nim małe ikeowskie krzesełko, aparat ustawiony na statywie, no i zestaw akcesoriów do zdjęć - poprzyklejane na patyczków do szaszłyków wąsy, kapelusze, okulary, korony itp. itd. 
Druga opcja, jak jeszcze strasznie chciałam wcielić w życie, to malowanie twarzy. Farbki kupiłam w papierniczym za jakieś grosze (na pewno mniej niż 10 zł, a opakowanie miało 8 kolorów), a przykładowe zdjęcia z dziecięcymi makijażami znalazłam w internetach - entuzjazm był co prawda mniejszy (jednak większość dzieci miała po 12 lat, to nie już takie maluchy) niż przy zdjęciach, ale chętnych i tak nie zabrakło! 
To, co jeszcze zyskało wielką aprobatę na imprezie, to łowienie zębami owoców pływających w wannie. Tę zabawę już sobie dzieciaki same wymyśliły (polecam odgapić!) i ubaw miały przy tym niesamowity! 
Więcej opcji na zabawy i atrakcje na kinderbal przedstawię Wam jeszcze w osobnym wpisie (na dniach, więc stay tunned!), bo dużo naprawdę fajnych pomysłów znalazłam na Pintereście - trzeba to puścić w świat!


PS. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, zachęcam do wypełnienia krótkiej ankiety na temat mojego bloga. 

________________________

Podoba Ci się wpis? Polub mnie na Facebooku,  obserwuj na Bloglovin lub Twitterze!

3 komentarze:

  1. Łowienie owoców, to już urodzinowa tradycja u Zuzy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A to przebywanie z dziećmi grozi jakimiś uszczerbkami? Ha, od kiedy? :)
    No okej, może ja nie wiem, nie zaznałem... Lubię dzieci, jestem w stanie się z nimi dogadać. I jakiś czas pracowałem jako animator, może po prostu przyzwyczaiłem się już do dziecięcych wybryków, pomysłów i czasem trudnego humoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jedno dziecko to jeszcze okej, ale długotrwały kontakt z całą gromadą grozi trwałym uszczerbkiem na zdrowiu, ja Ci mówię :P

      Usuń