Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

sobota, 17 stycznia 2015

LAS VEGAS, CZYLI WIELKA WEGAŃSKA UCZTA

Specjalnie dla tych z Was, którym nie udało się dotrzeć dziś do Szklarni, taka oto mała foto-relacja. Żebyście żałowali, że Was tam nie było i żeby Wam ślinka pociekła!

Prikaz był taki, żeby przyjść jak najwcześniej, bo to pierwsza edycja Las VEGas i nikt nie wie, ile jedzonka przygotować, więc może go w trakcie zabraknąć. No to my, oczywiście, przybyliśmy na sam początek, a tu - opóźnienie! Pólo więc jeszcze się stoiska nie pootwierały, Zuza skorzystała z okazji i wycyganiła od Dominika ze Złego Mięsa prezent urodzinowy (urodziny miała w czwartek, ale co tam) w postaci... smalcu. Wegańskiego, rzecz jasna. Jeszcze go nie próbowałam, ale sam fakt, że to "złomięsna" produkcja już mi wystarczy, by uwierzyć, że moje kubki smakowe będą wniebowzięte!

Poza drobną niedogodnością w postaci opóźnienia, wszystko poszło, jak na mój (znakomity przecież) gust, bardzo sprawnie i zacnie! Stoisk było, jeśli dobrze policzyłam, dziesięć. I dla każdego znalazło się coś dobrego - było i na wytrawnie i na słodko. Ja na dzień dobry obżarłam się tofurnikiem uwięzionym w kubeczku ze stoiska Otwartych Klatek (zawsze chętnie u nich kupuję, bo wiem, że wspieram słuszny cel, polecam) i różowym biszkoptem, który widnieje w zdjęciu tytułowym (no przecież, że jak ciasto różowe, to ja je musiałam zeżreć!). Na widok sushi pociekła mi ślinka, ale że już nie mogłam nic więcej schować do brzuszka, bo by się nie zmieściło, to powiedziałam sobie, że po te pyszności jeszcze wrócę i zabiorę je na wynos do domu. Oczywiście, jak wróciłam, to wszystko było zeżarte, co doprowadziło mnie do łez (nie śmiejcie się!!!), bo odkąd przeszłam na weganizm nie jadłam sushi, a kocham je miłością przeogromną. Na pocieszenie objadłam się lodami z Zielonego Talerza i nabyłam drogą kupna różne smarowidła do chlebka (pastę bezjajeczną na przykład!) i ryżowe mleko. I czapę Otwartych Klatek. Na zdjęciu się zresztą chwalę. A co, kto bezrobotnemu zabroni?

Podsumowując - polecam, polecam, polecam! Jak będzie kolejna edycja, to walcie drzwiami i oknami, bo super-pyszności i super-fajni ludzie - oprócz nas (mnie z moją patchworkową rodzinką - Jackiem, Zuzą i Zuzy mamą), oczywiście, to na przykład bardzo spoko wystawcy - mili, cierpliwi, można było z nimi na spokojnie pogadać, w razie potrzeby objaśniali, jaki skład mają poszczególne produkty, no i w ogóle. Tak że szykujcie hajsy, bo na Las VEGas z pewnością popłyniecie z kasą, i wypatrujcie na fejsie zapowiedzi kolejnej edycji!

No dobra, pora na zdjęcia!


PS. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, zachęcam do wypełnienia krótkiej ankiety na temat mojego bloga. 

________________________

Podoba Ci się wpis? Polub mnie na Facebooku,  obserwuj na Bloglovin lub Twitterze!

5 komentarzy:

  1. Szkoda, że nie moje rejony bo chętnie bym się wybrała :) Super jest ta czapa! Też taką chcę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobaja mi sie Twoje brwi :) Czego uzywasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest kredka tak naprawdę do kresek - Miss Sporty mini-me eyeliner kolor 020 grizzly - niestety, to nie jest produkt wegański - firma jest na czerwonej liście notest.pl :( ja kupiłam ją dawno temu, jak zużyję będzie trzeba poszukać nowej :(

      Usuń
  3. Było świetne, czekam na kolejną edycję:)

    OdpowiedzUsuń