Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

niedziela, 4 maja 2014

Pół roku bez zakupów

Zaczęło się od planu "kwartał bez kupowania (ubrań, butów i dodatków)". Gdy ukończyłam to wyzwanie z sukcesem (o czym przeczytacie TUTAJ), porwałam się z motyką na słońce, postanawiając, że przeciągnę challenge na rok. I cóż, z końcem kwietnia pyknęło mi pół roku, drugi już kwartał - jestem na półmetku, nim się oberjrzałam!

Można nie kupować? Można!
Nie skusiły mnie lumpeksy (choć jestem lumpeksoholiczką nałogową), nie skusiy wyprzedaże ani nawet fakt, że moje zimowe buty chyba nie są wcale na zimę (jak dobrze, że zimy nie było!). W dodatku co jakiś czas robię w szafie porządki, nawet ostatnio oddałam wielki wór ubrań. Teraz, gdy nie mam już takiej sterty ubrań, chodzę w większości tych, które mi zostały, bo w końcu widzę, że je mam (co wcześniej było trudne wśród tego groma szmat). I wciąż brak zakupów mnie nie unieszczęśliwia! O tym, jak przetrwać pierwsze miesiące odwyku od zakupów (teraz już naprawdę mam wywalone na nowe ciuszki i buciki), przeczytacie TUTAJ.

Troszkę jednak oszukiwałam
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że kompletnie nic sobie nie kupiłam przez te 6 miesięcy. Dramatycznie maleje mi ilość skarpet (bo co porządki, to wywalam te dziurawe, przetarte czy bez pary), ale nawet ich sobie odmawiam (w końcu to też ubranie). Kupiłam za to buty do biegania. Moje usprawiedliwienie jest mocne i niepodważalne - chodzi o moje zdrowie. To jest dla mnie o wiele wiele ważniejsze i nie było mi głupio złamać postanowienia, zwłaszcza, że zakup nie był typowo konsumpcyjny, wiecie, w stylu "o mój borze, jakie piękne piękne buty! Musze je mieć (choć mam już tysiąc pięćset sto dziewięćset podobnych par), nawet gdybym miała do wypłaty żreć tylko zupki chińskie!!!". Biegam po twardych nawierzchniach, nie chcę sobie zepsuć stawów, end of story. Ciągle waham się też nad zakupem plecaka. Moja torba jest ZAWSZE cholernie ciężka (naprawdę nie wiem, jak to się dzieje), a mój kręgosłup coraz częściej woła o pomstę do nieba. Plecak byłby na pewno lepszym pomysłem niż torba, zdrowszym z pewnością, ale ciągle się jednak intensywnie zastanawiam nad ponownym złamaniem postanowienia, zwłaszcza, że toreb mam dużo...

Co z tego wszystkiego wynika (i wyniknie)?
Odwyk zakupowy sprawił, że zaczęłam myśleć o swoim stylu, o zawartości swojej szafy i wielkich zmianach. Lubię to, jak się ubieram, ale jednak wolałabym, aby większość moich ubrań była typu basic (naprawdę nie wiem, jak to przetłumaczyć na polski, żeby idealnie odpowiadało kontekstowi). Żebym mogła je dowolnie ze sobą zestawiać. Wtedy mogłabym mieć jeszcze mniej ubrań niż obecnie i nie miałabym co wieczór dylematu, w co się ubrań następnego dnia (zawsze przygotowuję ciuchy wieczorem, żeby rano sobie oszczędzić tych wyborów). A żeby się wyróżnić - wszak jestem egocentryczką i nigdy tego nie ukrywałam - zawsze mogę po prostu zaszaleć z dodatkami, i wciąż zachować swój indywidualny styl.

________________________

Podoba Ci się wpis? Polub mnie na Facebooku lub zaobserwuj na Bloglovin!

4 komentarze:

  1. Ja to nazywam podstawowe ciuchy :) Zawsze mam w szafie jakieś dżinsy, w których wyglądam szczególnie dobrze, czarną bokserkę, dżinsową koszulę i prostą, bawełnianą sukienkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie takie ciuchy to baza :). Podziwiam Cię, ja bym nie wytrzymała tygodnia bez zakupów nawet miesiąca. Przyznam, że aktualnie robię zakupy ubraniowe po każdej wypłacie (a mam je 2 razy w tygodniu) O.O

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja zawsze walczę o to, żeby mieć rzeczy, które ogę ze sobą zestawić, ale kiedy poszaleję i upię musztardowy sweterek do którego tylko biały t-shirt i zwykłe jeansy pasują no to mam problem... Ale zawsze się na to nabieram.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja samoistnie przestałam kupować ciuchy jak się przeprowadziłam do kawalerki. nie mam tam miejsca, żeby pomieścić wszystkie, które już mam, a co dopiero miałabym nowe kupować.

    OdpowiedzUsuń