Blogger templates


...KATEGORIE:.......DIY.......KULINARNIE....... KULTURA I SZTUKA.......LUMPEKSY.......MODA.......MOIM ZDANIEM.......ZDROWIE I URODA..

środa, 27 sierpnia 2014

Było czytane

Podczas urlopu udało mi się nieco nadgonić zaległości w czytaniu, dziś więc drugi już w tym miesiącu (poprzedni TUTAJ) wpis z mini-recenzjami przeczytanych książek. Same ciekawe smaczki!

Colleen McCullough, "Ptaki ciernistych krzewów"
Książka, po którą zapewne z własnej woli bym nie sięgnęła. Jednak mieliśmy ją w planach omawiać na książkowym blogu, które współprowadzę, i właściwie cieszę się, że ją przeczytałam. "Ptaki ciernistych krzewów" to saga z biedną wielodzietną nowozelandzką rodziną Clearych w roli głównej, ze szczególnych naciskiem na najmłodsze dziecko, jedyną wśród potomstwa córkę Meggie. Na samym początku czytelnik zostaje poczęstowany dość smutną historią o ciężkim życiu rodziny we wsi w Nowej Zelandii, by zaraz zostać zaskoczonym nagłą odmianą losów bohaterów. Otóż siostra głowy rodziny Clearych, sędziwa już kobieta, wdowa i właścicielka wielkiego majątku, nagle przypomina sobie o swoim bracie i zaprasza go wraz z całą rodziną, by osiadł w jej okazałej posiadłości w Australii i przejął obowiązki zarządcy majątku, w którego skład wchodziły wielkie połacie ziemi wraz z ogromną liczbą zwierząt hodowlanych. Losy Clearych śledzimy przez ponad pół wieku, najpierw całej rodziny, a po pewnym czasie opis zaczyna skupiać się przede wszystkim na Meggie, już dorosłej i zakochanej w... księdzu, z którym jeszcze jako dziecko zaprzyjaźniła się od pierwszego dnia pobytu w Australii. Wydawać się to może tandetnym pomysłem na fabułę i w sumie tak jest. Książka jest też przewidywalna, zaskakując z bardzo rzadka, ale mimo wszystko, dobrze się bawiłam podczas czytania. Losy Clearych skutecznie odwracają uwagę czytelnika od bożego świata i otaczającej rzeczywistości, a przecież chyba o to głównie chodzi w książkach. Uważam, że to znakomita propozycja zarówno na lekką letnią lekturę jak i na długie jesienne wieczory, do których już niewiele brakuje.


Jakub Żulczyk, "Zmorojewo"
"Zmorojewo", kolejne niezwykle udane dziecko Jakuba Żulczyka, jest następnym, zaraz obok "Księgi cmentarnej" Gaimana i "Dobrego omenu" duetu Gaiman-Pratchett, niezbitym dowodem na to, że książki o dzieciach niekoniecznie muszą być przeznaczone dla dzieci. Jest to bardzo dobra powieść fantastyczna o przygodach zafascynowanego zjawiskami paranormalnymi piętnastoletniego Tytusa Grójeckiego, który wedle swojego życzenia, lecz jednak zupełnym przypadkiem odkrywa świat, który teoretycznie nie ma prawa istnieć, i odgrywa znaczącą rolę w starciu dobra ze złem. Być może ta walka dobra ze złem brzmi Wam nieco banalnie, uwierzcie mi więc na słowo (jeśli czytaliście już jakieś książki Żulczyka, to będzie to dla Was oczywiste), że z żadnym banałem nie mamy tu do czynienia. Te wspomniane siły zła są tak dobrze wykreowane, że czytając "Zmorojewo" w nocy, pogrążona w ciemnościach, miałam dreszcze i co jakiś czas musiałam sobie świecić Kundelkiem po całym pokoju, by upewnić się, że żadna karmiąca, która zaraz sprawi, że zacznę ze smakiem zjadać sama siebie i rozkoszować się własnymi wnętrznościami, się tam na mnie nie czai. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam! Rewelacyjna lektura!


Joanna Chmielewska, "Babski motyw"
Kryminał, rzecz jasna. Przed domem Chmielewskiej zostają znalezione zwłoki. Policja natychmiast dowiaduje się, kim jest ofiara (co nie jest wcale takie trudne, skoro przy zwłokach znajduje dowód osobisty) i wszczyna śledztwo. W samej akcji właściwej w sumie nie dzieje się zbyt wiele, bo śledztwo się po prostu toczy, jak to śledztwo - policja wyszukuje i przesłuchuje kolejnych świadków i osoby z otoczenia ofiary, natomiast Chmielewska, jak ma w zwyczaju, węszy na własną rękę. Oto jednak nagle w drzwiach przeszukiwanego mieszkania ofiary zbrodni zjawia się... sama ofiara. Chyba właśnie od tego momentu czas teraźniejszy w książce miesza się z retrospekcjami tejże właśnie domniemanej nieboszczki i tak, w bardzo pokręcony sposób (znak rozpoznawczy Chmielewskiej przecież), stopniowo wyjaśnia się, o co w tym wszystkim chodzi, kim naprawdę jest trup i dlaczego za życia udawał zupełnie kogo innego. Mimo, że akcja nie jest jakaś zawrotna, to książka jest naprawdę świetnym kryminałem, przy którym zapomina się o bożym świecie. Polecam nie tylko fanom Chmielewskiej i nie tylko fanom kryminałów!


Gabrielle Zevin, "Zapomniałam, że Cię kocham"
Naomi zwana również Szefową to zwykła siedemnastoletnia dziewczyna, pilna uczennica i zapalona tenisistka, która na skutek głupiego wypadku nagle traci pamięć - nie pamięta niczego, co działo się w jej życiu przez ostatnie cztery lata. Ponieważ lekarze nie wiedzą, czy pamięć w ogóle jej wróci i kiedy ewentualnie się to stanie, bohaterka musi sama zmagać się z jej brakiem. I tak oto szokiem nagle okazuje się informacja o rozwodzie jej rodziców lata temu. Dziwi związek z Ace'm, który, wydaje się, nie ma zbyt wiele wspólnego z Naomi. Frustruje też zapomnienie nawet o tym, jak się prowadziło samochód. Ale gdy pojawia się James, intrygujący chłopak z przeszłością, o której krąży wiele nieciekawych plotek, życie nabiera kolorów. Ogółem - całkiem przyjemna i o dziwo lekka (mimo tego, że główna bohaterka to adoptowana sierota z amnezją) lektura, idealna na letnie leżenie do góry brzuchem. Treść może wskazywać na to, że książka została napisana dla nastolatków, ale mnie to absolutnie nie przeszkadzało.

*

A co w Waszej biblioteczce piszczy? Przeczytaliście ostatnio jakieś książki, które wbiły Was w fotel? A może takie, które były Wam najlepszym środkiem nasennym? Podzielcie się tytułami w komentarzach!

________________________

Podoba Ci się wpis? Polub mnie na Facebooku,  obserwuj na Bloglovin lub Twitterze!

1 komentarz:

  1. Ja właśnie czytam cudowną lekturę "Bóg nigdy nie mruga" :D

    OdpowiedzUsuń