czyli jak mieć mało ubrań, ale móc je zestawiać ze sobą w dowolny sposób.
Odkąd zakończyłam swój roczny eksperyment z niekupowaniem, zastanawiam się, jak zorganizować swoją garderobę tak, aby mieć naprawdę minimum ubrań i innego rodzaju odzienia. Jednocześnie chciałabym by ten komplet ciuchów, który będę mieć, był uniwersalny na tyle, abym mogła ubrać się nawet na chybił-trafił (i żeby nie było widać, że to na chybił-trafił!). Myślałam, myślałam i wreszcie wymyśliłam, jak to zrobić!
BLACK IS SUCH A HAPPY COLOUR
Ponieważ dokładnie wiem, jakie fasony ubrań najbardziej lubię nosić (kluczem jest prostota i wygoda, ale o tym zaraz!), wszystko rozchodziło się o kolory. Najchętniej noszę trzy - czarny, czerwony i biały. Okej, zarówno czarny z czerwonym jak i czarny z białym wyglądają super, więc teoretycznie mogłabym sobie stworzyć szafę z tych trzech kolorów... Tylko, że ja bym chciała, żeby jeden kolor wyraźnie dominował! Mocno pod uwagę biorę również to, że sama w sobie jestem już wystarczająco kolorowa - tatuaże i czerwone czy fioletowe włosy dość mnie już wyróżniają. Dlatego właśnie zdecydowałam, że stawiam na czerń! Chcę mieć w tej barwie tak ze 3/4 szafy. Dodatkowo na korzyść czerni przemawia fakt, że jest to kolor mocno uniwersalny - nadaje się i na co dzień i na wesele (tak, tak, zasada, że na wesele nie ubieramy się na czarno, odchodzi już w niepamięć - mała czarna jak najbardziej jest okej) i na pogrzeb. Na oficjalne okazje natomiast, jak rozmowa o pracę, wystarczy dodać jakiś kontrastowy odcień, np. białą czy szarą koszulę, i też będzie okej.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że w lecie cała na czarno bym nie zdzierżyła, więc z pewnością i białe elementy w mojej szafie się także znajdą, ale to będzie niezbędne minimum, właśnie z myślą o lecie.
LICZY SIĘ PROSTOTA I WYGODA
Najchętniej chodzę w rurkach i T-shirtach lub bokserkach (gwoli ścisłości, o typ koszulki mi chodzi, nie o majtasy), w zimie dodatkowo nosząc proste sportowe bluzy lub wielkie dominujące całość stylizacji swetry, więc z pewnością taki typ ubrań będzie dominował w mojej garderobie. Do tego zostawię sobie dwie marynarki - czarną i szarą, na wymagające oficjalnego dress codu okazje. Z elegantszych rzeczy mam też małą czarną i grzeczną granatową sukienkę z białym kołnierzykiem... I tyle grzecznych ciuchów mi chyba wystarczy... Na lato też się kilka sukienek znajdzie. Nie chcę jeszcze na razie określać sobie dokładnie ilości każdego typu ubrań, ale z pewnością w końcu to zrobię, bo inaczej nie będę potrafiła się zdyscyplinować do pozbycia się dużej ilości ubrań.
CZASEM TRZEBA TEŻ ZASZALEĆ
Koniecznie muszę mieć w szafie jakieś ubranie lub ubrania, które będą rzucać się mocno w oczy i krzyczeć "halo, tu jestem!". Wiecie, coś na imprezę albo po prostu, gdy będę miała gorszy dzień i będę miała okazję sobie poprawić humor przyciąganiem spojrzeń. Na dzień dzisiejszy wiem, że takim zwariowanym ciuchem numer jeden jest dla mnie mój tygryskowy kombinezon.
DLA UROZMAICENIA - DODATKI
Podejrzewam, że tak w samej czerni będzie mi tak czy siak za nudno, żeby chodzić w niej non stop... Dlatego pomyślałam, że dla dodania charakterku swoim stylizacjom, zastosuję po prostu kolorowe dodatki. Rajtki w różnych rzucających się w oczy kolorach to od dawna mój znak rozpoznawczy, więc i niech tak pozostanie. Poza tym myślę też o jakichś dużych ciekawych naszyjnikach, takich jak np. TE z ostatnich DIYnspiracji. Buty też byłyby świetnym sposobem, by dodać smaczku czarnemu odzieniu, ale chciałabym mieć ich maksymalnie 20 par. Torebka czy plecak w jakimś fajnym kolorze czy deseniu (obecnie moim nieodłącznym towarzyszem jest plecak w jedyny słuszny wzór - panterkę) to kolejny dobry pomysł, ale znów - chcę mieć takich rzeczy jak najmniej.
A WŁAŚNIE - CO Z BUTAMI?
Tak jak powiedziałam - chcę mieć ich MAKSYMALNIE 20 par. Z butami jest ten paradoks, że ja lubię je mieć. Niekoniecznie nosić, po prostu dosłownie mieć, i mogą sobie leżeć na szafie w pudełku. Ja i tak chodzę ciągle w tych samych, a od czasu do czasu, może raz na kilka tygodni przypomnę sobie jeszcze o innych. Dlatego buty też muszą być dla mnie uniwersalne:
- na zimę czarne, coś w stylu biker boots, ewentualnie wiązanych workerów - mam i takie i takie, choć obie pary nie są na taką super mroźną zimę, niestety
- na wiosnę czy ciepłą jesień pasujące do wszystkiego i wygodne, a więc trampki, tenisówki lub adidasy - ostatnio nabyłam drogą kupna piękne czarne adidasy a la trampki, bo ze sportowych butów, które najbardziej lubię nosić, ostały mi się jedynie adidasy do biegania
- na lato baletki (cieliste i czarne), ewentualnie sandały, choć za tymi drugimi nie przepadam ze względy na to, że nie mam zbyt ładnych stóp
Nie chcę się zastanawiać, które obuwie wybrać. Przed wyjściem po prostu chcę chwycić to, co będzie pod ręką czy raczej nogą, założyć to i wyjść. Stąd takie uniwersalne buty to dla mnie konieczność. Natomiast czasami lubię również zaszaleć i paradować sobie w mary jane'ach z kotami albo panterkowych creepersach i nie widzę opcji, by sobie odmówić chociaż kilku takich "zwariowanych" par butów. Zwłaszcza, że dokupować raczej nie będę, po prostu zostawię sobie część tych, które już mam.
________________________
To teraz czekamy na wyprzedaż szafy:)
OdpowiedzUsuńI ja obecnie przechodzę na ciuchowy minimalizm, część nienoszonych rzeczy na vinted, część do kontenera. Stawiam na jakość a nie ilość moich ubrań. I również czerń w mojej szafie dominuje :)
OdpowiedzUsuńTygrysi kostium jest genialny! Ale myślę, że niepotrzebnie się ograniczasz. Sama gustuję w czarnych ubraniach, ale odniosłam jakieś wrażenie, że poniekąd stawiasz sobie warunek, by tylko takie rzeczy lądowały w szafie, a niepotrzebnie chyba.
OdpowiedzUsuń♥ blog
czemu niepotrzebnie? ja chcę mieć jak najmniej ubrań, bo i tak z tych, które mam, noszę może 20%... a jak moja szafa będzie w mniej więcej jednolitym kolorze, to łatwo będzie mi zestawiać ubrania na wiele różnych sposobów, to stworzy mi więcej możliwości stylizacji, wiec nie sądzę, bym się w ten sposób ograniczała :)
UsuńHahaha " chcę mieć maksymalnie 20 par butów". Rzeczywiście Mortycjo to bardzo minimalistyczne podejście :) Ale ok. Rozumiem, że miałaś ich do tej pory ze sto i nie zostawiasz najukochańsze 😂 Lubię Cię
OdpowiedzUsuńkluczowe jest tu słowo "maksymalnie" ;) zresztą gdzieś widziałam taką definicję minimalizmu - minimalizm to nie posiadanie MAŁO, ale WYSTARCZAJĄCO, czy coś w ten deseń :)
Usuń